Był maj, dość ciepłe już dni, chłodniejsze wieczory. Tak, maj. Dużo się działo, hektolitry pitej zielonej herbaty, dużo nauki, matura, ostatki z byłą klasą i spełnione marzenie. Hmmm... ale o tym marzeniu może... był ciepły piątek taki słoneczny, taki promienny, taki pełen oddechu. Spotkanie po jego ustnej z angielskiego, chipsy, piwo, seria American Pie, rozrywające buzie uśmiechy, bolące brzuchy od nagłych ataków radości, piwna rzeka w zielonym pokoju- prawie jak Amazonka, nasza geograficzna, a nawet mokry piwny stanik. Kilka godzin nawet nie wiadomo czego, które dały nie do opisania wynik. Sobotnia cisza, Niedzielne Pepsi z paluszkami, Poniedziałkowe krótkie spotkanie po to żeby tylko popatrzeć, no i wtorkowa tęsknota z rozterką. Co najważniejsze ? Środa... decydujący - pełen decyzji dzień, pełen pytań typu za i przeciw. Truskawki, zachód słońca nad jeziorem, nie wiarygodnie wiele spojrzeń które wkońcu wyrażały tą jakąś więź, dwa pocałunki w czoło, trzy w usta, dwa mocne przytulenia, kilka chwytów za ręke, jeden słoneczny uśmiech, szczęśliwy blask w oczach i to jedno tak. Od tego dnia się zaczęła `wakacyjna, monsunowa, belmondzka` przygoda, która ma tak wielki rozmar szczęścia i nikt nie jest w stanie go poznać oprócz jej i jego. Tego dwojga, które cały czas jest i nie potrafi się rozstać ani na minutę, które w nocy już chyba musi się przebudzić po to by się przytulić, powiedzieć sobie te dwa najcudowniejsze szczere słowa dać sobie słodkiego jak gwiazdy na suficie buziaka i pójść dalej spać. Dzisiaj jest 229 dzień a z jej serca płynie chęć jeszcze kilkuset milionów takich dni. Bo te ich zwariowane, bajkowe, magiczne dni są tak niespotykane jak cali oni.
<3
http://www.youtube.com/watch?v=KmcPeuf5aXo
Röyksopp 'Happy Up Here'.
lowe !