Z trudem mogę zacząć mówić. Początki są tak cholernie trudne, że to ich powinniśmy się najbardziej obawiać. Początek buduje. Początek wskazuje kierunek rozwoju. Początek zawsze będzie podróżą pod wiatr, zawsze będzie sprawiał ból i zmuszał do rezygnacji. Początek dla mnie jest dyskretną zapowiedzią bolesnych wzruszeń. Nikt nie pamięta końca. Nikt go nawet pamiętać nie chce. Nikt nie powie Ci jak odeszła jego miłość, ani co było tego przyczyną. Nikt nie odpowie Ci na pytanie, kiedy opuściła go samotność. Nikt nie chce pamiętać tego, co rozszarpało jego serce. I często nie jest to kwestia bólu, a kwestia tej nierozdartej i bezlitosnej dumy. Serce z utratą się pogodzi, nadszarpnięta duma nigdy się nie zrośnie. Ta dziura będzie pruła się do końca życia, bo tam gdzie był jej początek - nastąpi i koniec. Pewnie kolejny raz czytając to myślisz, że mnie rozumiesz albo co gorsza uważasz, że wiesz co czuję. Napisałam, że z trudem mogę zacząć mówić, bo ostatnio najbezpieczniej czuję się milcząc. W życiu przelałam już zbyt wiele słów, zbyt wiele razy otwierałam swoje usta nie mając nic do powiedzenia, tracąc przy tym wszystko co dla mnie najważniejsze. Dlatego polubiłam ciszę. Taką głuchą i spokojną. Ciszę o smaku truskawek. Polubiłam taką ciszę, która pozwala mi otworzyć skrzydła. I tu nie chodzi o egoizm. Nie chodzi o strach przed samotnością czy bólem, bo każda z tych emocji zadomowiła się w moim sercu już na dobre. Chodzi o to, że przed oczami mam ciągle widok uśmiechniętej twarzy, w uszach nieustanny odgłos bicia Twojego serca i ciągły zapach tego cholernego deszczu na skórze, który tak bardzo kochałam.
Coraz krocej! ;o