Witam, elo, dzień dobry, dobry wieczór lub dobra noc.
Jest noc, 3.30, miałem robić sprawozdanie na chemię ale mnie przerosło więc postanowiłem, jak to zwykłem czynić, RAZ NA RUSKI ROK, dodać jakieś bzdetne przemyślenia (tak bardzo nie wiem gdzie dawać przecinki...).
Swoją drogą dlaczego akurat na ruski rok a nie na przykład na węgierski albo szwajcarski?
Zacznijmy od tego, że odkąd dodałem ostatnią notkę (rok!) dużo się pozmieniało. Powiedziałbym, że wszystko. Choć nie. Ból odbytu askowiczów pozostał!
Dostałem ładnych parę lekcji "życia" od życia, parę miesięcy przesrałem totalnie, kończąc szkołę jak totalny przyjeb, mieszając wszystko co tylko dało się pomieszać i ogólnie będąc lekkomyślnym młodzianem myślałem, że wszystko mi się należy. O czym chciałbym dziś poopowiadać jakże szerokiej publice mojego fotoblożka.
Zacznijmy od tego jak wygląda sprawa z moimi rodzicami. Moi rodzice, co teraz z perspektywy czasu mogę śmiało stwierdzić i im podziękować za to, są najwspanialszymi ludźmi na świecie. Na swój sposób ale są. Sposób surowy, wielu rzeczy zabraniający i ogólnie kontrolujacy każdy aspekt mojego życia. Lecz to mi wyszło tylko na dobre. Wiele osób nie będzie w stanie zrozumieć dlaczego tak piszę, które obśmieją mnie i wydrwią za te słowa. Trudno. Powiem jedno: gdybyście zostali wychowani tak jak ja i w takiej rodzinie jak ja, trochę konserwatywnej i dość ostro dziwnej, zrozumielibyście. Zaufajcie mi, zrozumielibyście.
Rok temu skończyłem wymarzone osiemnaście lat, odpierdoliła mi mocno palemka i zaczęło się dziać wiele niedobrego. Szkoła, życie i stosunki z rodzicami poszły się przysłowiowo "jebać". Wszystkie kolejne obietnice poprawy strzelił penisa a ja dalej radośnie olewałem dosłownie wszystko czego powinienem się kurczowo trzymać. Tak się zaczął ciąg przyczynowo skutkowy.
Przyczyna: totalne odpuszczenie sobie szkoły (jedynego uznawanego przez moich rodziców sposobu zdobycia uznania i zaufania), odjebanie paru krzywych akcji, niekoniecznie bardzo mądrych, szał ciał i młodości w kilku słowach ujmując.
Skutek: totalne przejebanie zaufania rodziców, mój Tato nie jest typem człowieka pobłażliwego, prawie mnie wywalił z domu (nie żartuję i teraz gdy na to patrzę sam się z nim zgadzam). O studiach mogłem sobie wtedy pomarzyć.
A jednak. Kiedy nastąpił taki przełam, dopiero się obudziłem i autentycznie sam do siebie poczułem odrazę. Szkoła już była nie do odratowania, zbyt mało czasu zostało, żeby cokolwiek pozmieniać i ponadrabiać. Matura mogę powiedzieć, że z moim jakże marnym przygotowaniem i stanem wiedzy na ówczesny moment poszła mi świetnie. Najbardziej dumny jestem z angielskiego, którego ucząc się 2,5 roku, napisałem jak i zdałem ustny, milion razy lepiej niż ludzie którzy uczyli się go od podstawówki.
Później nadeszły najdłuższe wakacje w historii każdego ucznia. Dla jednych oznaczało to ok. cztery miesiące luzu. No ja niestety nie miałem takiego szczęścia, i to tylko z własnej winy.
Dopiero gdy trzy z czeterech miesięcy spędziłem pracując i to nie tak fajnie jak niektórzy moi znajomi, na miłej wygodnej i fajnej pracy (nikomu niczego nie wytykam i nie zazdroszczę, nie chcę się przedstawić jako gorszy tylko po prostu stwierdzam fakt i opisuję do czego się doprowadziłem), dopiero gdy przez ponad połowę swoich wakacji zapierdalałem w fabryce na linkach po 8-10 godzin czasami nawet w soboty, dopiero wtedy zrozumiałem w pełni co mnie do tego doprowadziło i stwierdziłem, że nie chcę być takim człowiekiem jakim byłem jeszcze pół roku temu.
Zebrałem dupę i zmieniłem się tak aby móc wystartować jeszcze raz, tak żeby moi rodzice już nie musieli się więcej za mnie wstydzić. I oto proszę. Patryk jest studentem. Tylko szkoda, że do tego obecnego stanu musiała prowadzić taka droga i takie rzeczy musiały się dziać.
Jeśli ktoś wytrwał do tego momentu, zanim zacznie się śmiać i wyzywać mnie od debili i niedorozwojów, przyjebów, spierdolin i innych wymyślnych kombinacji różnych przekleństw, spróbuje choć w minimalnym stopniu ogarnąć to co tu napisałem i zrozumieć. Wielu osobom będzie się wydawać, że wyolbrzymiam i koloryzuję. Otóż nic bardziej mylnego (~Marcin Gawroński). Nie byliście wychowani tak jak ja i nie będziecie w stanie w pełni ogarnąć, dlaczego takie, można by powiedzieć, błahostki tak bardzo pozamiatały mi życie swego czasu.
Jak zwykle późna pora nocna, wczesna pora poranna a mi się zbiera na wywody. Śmiejcie się do woli. Internet chyba też do tego służy żeby sobie czasem powywodzić :D
Pozdrawiam serdecznie najlepszych współlokatorów na świecie, którzy również cisnęli mnie o te studia i z którymi mieszkanie jest o niebo lepsze niż wygląd mojego ryja.
Pozdrawiam, już mniej serdecznie, wszystkich anonimowych bólduperów, internetowych "hejterów" i ogólnie ludzi przejmujących się życiem innych bardziej niż swoim oraz uwielbiających wytykać innym błędy nie widząc swojego niedojebania :)
A ja? Tak jestem pojebany. I wcale się tego nie wstydzę.
ELO CZAPKA
Matko bosko, 64% miejsca przeznaczonego na wpis wykorzystałem. Chyba zapiszę sobie rekord w notatniczku.
|ASK|LAST|