Wszystko jest do dupy.
Zastanawiam się czy cokolwiek ma tak naprawdę sens. Czy wszystko, co robimy, nasze wielkie i małe troski w perspektywie długości naszego życia ma w ogóle jakiekolwiek podstawy bytu?
Wszystko zdaje mi się głupie - gonitwa za zdobyciem gruntownego wykształcenia, wszystkie chwile poświęcone temu wszystkiemu, co powinno byc przecież dodatkiem, a gdzieś w natłoku tego wszystkiego stało się celem samym w sobie i punktem wszelkich dążeń.
Gdyby ten natłok myśli prowadził do czegoś konstruktywnego. Niestety nie prowadzi.