Lodzia

Kolejne Lodzinkowe. No i ten nieszczęśliwie nisko podpięty nachrapnik, ale spokojnie, już potrafię odpowiednio go podpinać :)

więc wczoraj u Lodzinki. przyjechałam, trochę się powłóczyłam i poszłam na łąkę po kobyłkę. szukając jej wzrokiem, ujrzałam, iż jest na samym końcu pastwiska, zatem wzięłam uwiąz i grzecznie pomaszerowałam w jej stronę. przeszłam 1/3 odległości po czym zatrzymałam się. ku mojemu zdziwieniu Lodziuchna sama do mnie przyszła i się wtuliła! haha, z tak daleka mnie poznała i wiedziała, że przyszłam do niej. później w ramach eksperymentu nie uwiązałam jej na uwiązie tylko szłam, by sprawdzić czy podąży za mną. szła posłusznie jak piesek, ojj kochana kobyłka <3

wyczyściłam, osiodłałam, zachwycałam się nowym kantarem - ślicznie w nim wygląda. wsiadłam na fermie. stępik, ćwiczonka, kłus, drągi itp. starałam się trochę popracować nad skrętnością jej szyi, bo w tym trochę słabo. następnie GALOP. stwierdzam, iż im więcej jeżdżę na tym koniu, tym odczuwam większe chęci do współpracy z jej strony. miło. ujeżdżeniowego bacika nie używam w cale, z czego cieszę się ogromnie. wszyscy rekreanci, którzy twierdzą, że Lodzia to leń, który nie galopuje mogą się w dupsko pocałować. wczoraj tak zapierniczałyśmy w galopie, że sama byłam w wielkim szoku. zafundowałyśmy sobie tyle galopu, że zaczął mnie boleć lewy pośladek, a kobyłka jeszcze nie miała dość. Lodziucha bardzo chętna do pracy, szybko poprawia te nieszczęsne skręty na zakrętach - jestem z niej mega zadowolona. poskakałyśmy tylko trochę, bo już nie chciałam jej męczyć, choć i tak nadal tryskała energią. pod koniec terenik, krótki, na tyle na ile pozwalała moja orientacja w tamtejszym terenie xD

potem do stajenki, rozsiodłać, zatrzeć, zlać nóżki, wyprowadzić kawałeczek, żeby pojadła sobie trawkę i do boksu :)

teraz w sobotę odwiedzę konika, bo w piątek niestety, spotkanie do bierzmowania oraz spowiedź.

a tymczasem lecę odrabiać gegrę, bo mam dziwną chęć robienia lekcji :o