Przyszedł do mnie we śnie. Był piękny i młody jak w "Moonwalker". Dał mi autograf ;) i opowiedział o swojej misji. Nie pamiętam Jego słów, były takie piękne. Wiem, ze mówił o dawaniu ludziom nadziei i wydobywaniu z nich piękna.
Kiedy się obudziłam, byłam szczęśliwa i spokojna, a w głowie słyszałam "Keep the Faith".
Może to miało dać mi siłę na dzisiaj? Bo dzień jak na razie okazuje się okropny. Od piątku sypie mi się WSZYŚCIUTKO. Ludzie znów zaczynają mnie nienawidzić i mają powody.
Znowu jestem zła. Od środka i nie całkiem zamierzenie.
Najbardziej brakuje mi teraz osoby, która by mnie wspierała... a nawet płakała ze mną. Która rozumiałaby co czuję.