dzisiaj słuchałam Ciszy. wsiąkłam w Nią i było mi tak krystalicznie dobrze. tak bezwstydnie błogo i wygodnie. ubrałam się w swobodę i wysokie zamszowe szpilki. spod półprzymkniętych powiek widziałam sączące się strugami powidłowe słońce, słodkie w swoim blasku. głaskało mnie po nagich ramionach. na obojczykach rozpasła się nostalgia jesieni. ponaginane chmury wysyłały mi komunikaty treścią zbliżone do limeryków. naciągnęłam na siebie pled i już mi było prawie doskonale. zeszłam na dół po czym spaliłam wszystkie pamiętniki. poszły z dymem wszystkie zeszłoroczne pretensje, miłości sprzed dwóch lat i paranoje z przeterminowaną datą ważności. rytualnie te wszystkie bzdury podpaliłam. spłonęły na stosie winy i palpitacje.