Kolejny wakacjny staroć.
Pomińmy moją twarz na tym zdjęciu, Bambinuś ma uszy do przodu.
Generalnie.....Albo nie.
Jesteśmy z Bambo już prawie dwa lata, większość treningów nie należała do tych przyjemnych
jako,że nie należy on do łatwych i przyjemnych koni w pracy,
ale za to jest cholernie inteligentnym i mądrym koniem.
Nasze początki, oprócz więzi jaką udało nam się nawiązać, były poprostu jedną wielką tragedią.
Każda lonża kończyła się popażonymi dłońmi, krzykami, łzami....
Praktycznie każda praca tak się kończyła przez pierwsze cztery miesiące,
mimo, że każda inna czynność kończyłą się tak dobrm humorem i brakiem ochoty na powrót do domu.
Gdy w końcu zaczęło coś wychodzić, kiedy mój koń stwierdził, że zacznie wspołpracować,
praca szła ogromnymi krokami, wręcz można powiedzieć, że poprostu biegiem, do czasu.....
Pewien incydent zadecydował o tym co się dzieje do teraz.....
Potem wypadek, nowa trenerka, inne podejście....W reszcie zaczęło się układać,
zaczęło być fajnie, później jakoś praca się toczyła, małe potkniecia,
które kończyły się w sumie podniesieniem i pójściem dalej w przód, do czasu.
Pierwsze czworoboki robione, galopy, które w końcu wyglądały jak galopy.
Trzy dni nie było mnie w stajni, i zaczęło się wszytsko sypać,
treningi odpuszczone, stan Bambo się w ogóle nie poprawia.
Próbki są już dwa tygodnie w laboratorium w Puławach, i nadal nie ma wyników.
Ostatnio mam chyba nawet za dużo wolnego czasu, co skłania mnie do przemyśleń.
Boli to, że moi znajomi już tyle osiągnęli, jeżdżą na zawody i osiagają sykcesy,
a konie mają krócej niż ja bo są to osoby które mają konia nawet miesiąc.
Chyba jest jakiś kolejny kryzys,
nie żałuję teego że mam takiego a nie innego konia,
bo nie wyobrażam sobie nie mieć takiego luja.
Mimo, że boli strasznie to, że robimy dwa kroki w przód i cztery w tył,
ogromną przyjemność by mi sprawiła jazda na 'zrobionym' koniu,
to nie umiałabym mieć konia, któy by robił wszytsko jak bym chciała,
który poprostu byłby tak zrobiony, że nawet nogi z ziemi by nie podniósł gdyby nie dostał sygnału.
Mimo, że decyzja kupna Bambo zostaała podjęta przez moją mamę, zaraz po tym jak zeszłam z niego,
nawet nie miałam chwili na zastanowienie się, przeanalizowanie,
to cieszę się, że kupiliśmy takiego a nie innego konia.
Mimo, że mamy więcej kryzysów, dołów i wylanych łez niż sukcesów,
to chyba cieszę się z tego co jest,
aczkolwiek, gdybym teraz miała podjąć decyzję jakiego konia bym kupiła z tych co oglądałam,
na pewno nie był by to on........
Ale jak to się mówi, człowiek uczy się na błędach,
zdecydowanie jest to ostatni młody koń w jakiego się 'wpakowałam',
do kupna takiego zwierzęcia jak koń, też trzeba dojrzeć i być świadomym dosłownie wsyztskigo.