I gdy już stałam sie dostatecznie silna, znowu słabne.
Zaczęłąm przyzwyczajać się do tego, co tu mam. Cieszyć sie z tego co mam. Jakoś wykorzystać to, co mi dane. Co z tego, skoro ciężko jest żyć na krawędzi takiego bytu - między walką o lepsze cokolwiek a tęsknotą i ciąglą myślą wśród domu. Powinno pozosać albo jedno, albo drugie. Głowa mnie już od tego boli.
Ale znowu słabnę. Powolutku, do momentu aż kolejny nagły, mocny impuls podniesie mnie na nogi.