Nigdy bym nie pomyślała, że coś takiego może w ogóle się stać. Zazwyczaj nawet, kiedy było źle, to było dobrze, więc to, co się teraz dzieje jest dla mnie zupełnie czymś nowym i czymś& mega okropnym. Wiem, że są takie momenty w życiu, które zmuszają do zmiany toku myślenia, albo do zmiany siebie, że mimo wszystko trzeba gonić za resztą świata i ludzi, bo on nie zaczeka, będzie mijał z zawrotną szybkością nas stojących w jednym miejscu i ociekających bólem, nienawiścią, bezradnością do tego wszystkiego i do samych siebie. Ale ja byłam w stanie zaczekać i pociągnąć za rękę, żeby ruszyć równym i już pewnym krokiem. Nie winię o to, co się teraz dzieje, tylko próbuję zrozumieć, dlaczego tak jest. Mimo że w tym momencie nie mam jak pomóc, jak przytulić, to chcę dobrze i chcę pomóc i przytulić. Zazwyczaj przyzwyczajam się do takich sytuacji, nawet, jeśli są bardzo bolące i nie dają po nocach spać, ale do tego nie mogę się przyzwyczaić, nie chcę. I dlatego że ci ufam, nie wierzę, że to jest chociażby początek końca. Bo przecież to jest niezatapialne, nieśmiertelne. Eh, poczekam ile będzie trzeba.
Tylko zastanawia mnie, dlaczego dobrze kojarzące się wspomnienia wywołują u mnie śmiech, ale i nieporównywalny z niczym ból.Ale to minie, nie?
Przepraszam.