chciałabym być jak te robaczki na łące...
niemieć zmartwień... niemyśleć co było i co będzie...
nieznać co to lekarz, szpital, strach i ból...
mieć święty spokój... bez żadnego stresu...
żyć gdzie chce... robić co chce...
ale niestety tak niejest :(
znam znaczenie choroby, bólu...hmm....
trzeba mieć nadzieje?
a czy nadzieja niejest matka głupich?
to i tak odemnie niezależy... ;/
ale jedno wiem...
niepozwole sobie nic złego zrobić...
poprostu niedam i tyle... niebd mnie ciąć ani nic...
nic mi niezrobią...
bo nietyle mam nadzieje co mam wiare...
choć przyznam sie że troche wątpie...