Moi drodzy, opowieść owszem jest trochę dłuższa, natomiast całkowicie autentyczna, moja własna.... Nie wiedziałam jak ją inaczej ująć a musiałam gdzieś ją w końcu "wypaplać" Starajcie się nie zauważać wszystkich błędów stylistycznych.
Los, surowy nauczyciel.
- A więc zechciej opowiedzieć mi jakąś historię.
Prychnęłam i spojrzałam w niebo. Było to cudowne intensywnie niebieskie kwietniowe niebo. Siedzieliśmy jak prawie co każdy weekend na dachu szopy, najdalej oddalonego budynku od mojego domu. Tutaj było bezpiecznie. Słuchać nas mógł tylko wiatr.
- A co chcesz wiedzieć? - zapytałam zaciągając się z wolna papierosem.
- Hmm, jakąś historię twojego życia. Jesteś dość przebojową osobą więc napewno jakąś przeżyłaś naprawdę na ogromną skalę.
- Przedszkole, podstawówka, gimnazjum, liceum. Wybieraj.
- Podstawówka. Chcę dowiedzieć się czegoś najmocniejszego..
Spojrzałam na niego, może trochę ironicznie. Wszystkie dobre wspomnienia są przytłoczone przez najgorsze chwile... Chciał, więc się dowie.. Mam nadzieję że jest odpowiednią osobą by znieść część tej prawdy i zacząć ją z pokorą dźwigać do końca życia.
- Nie jestem pewna czy powinnam.
- Mów, będzie ci lepiej jak w końcu zaczniesz coś opowiadać.
- To nie był najlepszy okres w moim życiu...
- Więc tym bardziej chcę wiedzieć.
- Eh.. No więc.. - zacięłam się. Od czego by tu zacząć? powiedzieć wszystko czy tylko część... - No więc kiedyś byłam bardzo przykładną uczennicą. Miałam 2 przyjaciółki, ale każdy mógł na mnie liczyć. Nie ważne kim były te osoby, czy to z mojej klasy czy też innej.. Uczyłam się tak dobrze, że byłam na równi z dziewczynami które chodzą na dodatkowe zajęcia lekcyjne, których rodzice bardzo dbali by mieli najlepsze stopnie... Pierwsze 3 lata podstawówki minęly dla mnie szybko, miałam coraz szersze grono znajomych, jeździłam na konkursy polonistyczne i plastyczne. Szło mi nieźle.
- Jak rozumiem do czasu? Co zaczęłaś się buntować? - Zapytał gnioąc peta do dachówki a następnie rzucając go przed siebie
- No sielanka była do czasu .. - zawahałam się.
- No mów mów
- Była z nami w grupie taka Olka... Olek w ogóle było strasznie dużo w naszej szkole. W samej mojej klasie były trzy. No i ona chyba zaczęła mi zazdościć... No a przynajmniej tak to sobie teraz tłumaczę.
Spojrzał na mnie jakby trochę inaczej. Miał minę pełną skupienia. Zawsze tą samą gdy opowiadam mu coś o sobie..
- No więc ona zaczęła mi powoli rujnować życie. Najpierw zbuntowała moją przyjaciółkę, co nie było trudne bo najwidoczniej wolała rozrywkową dziewuchę niż przykładną, nieśmiałą i odrobinę nudną dziewczynę. Później zadowolona że jej się udało zaczęła robić to coraz częściej, systematycznie powiększając grono osób które odsuwały się ode mnie. Z czasem straciłam oparcie nie tylko w klasie, ale i w każdych klasach po kilka osób. Dzień w dzień wyzwiska coraz bardziej wbijały mnie w ziemię. Czułam się coraz słabsza i bardziej krucha. Moja dotychczasowa pewność siebie niemal runęła. Do dziś pamiętam jak siedziałam w świetlicy i coraz mocniej płakając miałam oparcie tylko w trzech osobach, jedna była rok młodsza, a dwie rok starsze. Bardzo mnie żałowały, ale nie potrafiły mi pomóc. Liczyło się to że chociaż ze mną rozmawiają. Rodzice nic nie wiedzieli i to przez bardzo długi czas... Chociaż w rzeczywistości był to może miesiąc? Może dwa? Nie pamiętam. Nie wiedzieli do czasu jak kompletnia załamana i zapuchnięta od płaczu wróciłam do domu. Mój tata rozmawiał z ojcem tamtej dziewczyny, chociaż tego nie chciałam.. Co mi od następnego dnia wypominała każdego dnia robiąc ze mnie jeszcze słabszą bo jak mówiła "sama nie potrafię" i "tata musi wszystko za mnie robić". Jednak to otworzyło oczy paru osobom i po raz pierwszy zaczęły powątpiewać czy tym swoim sceptycznym podejściem wobec mnie nie wywołują mi dodatkowej krzywdy. Jednym z nich był nawet chłopak z mojej wioski który stanął raz w mojej obronie... Podobno miał przez to problemy, bo wyłamał się z grupy, ale tego nie wiem na 100% a nigdy nie chciałam go pytać.
- Zaraz zaraz... - przerwał mi, po czym zastanowił się chwilę i zapytał: To chodziło może o tego co pod koniec podstawówki został twoim przyjacielem?
Uśmiechnęłam się niemrawo.. Jaką on ma pamięć, opowiadałam mu o tym może pół roku temu!
- Taak właśnie ten
- Dobra, mów dalej. Przestali ci dokuczać?
- Ha! Chciałabym by to było ot tak i po sprawie... Niee, ciągnęło się to jeszcze przez dłuższy czas. Olka zaczęła tracić poparcie więc i zrobiła się jeszcze bardziej agresywniejsza. Powoli zaczynałam się opuszczać w nauce, zaczynałam się przyzwyczajać do samotności.. Odrywał mnie trochę taniec i muzyka, bo w domu w swoim pokoju miałam wieżę stereo i płyty z piosenkami. Zamykałam się tak czasem i rozluźniałam się w ten sposób.
- Tooo cii zostało akurat do dziś. Zawsze jak jesteś wkurwiona zamykasz się w swoim świecie ze słuchawkami... - uśmiechnął się zafascynowany tym faktem. Noo mów dalej..
- Noo i co tu jeszcze... No z czasem ludzie zaczynali się do mnie odzywać, moja *ekhem* przyjaciółka zaczęła ze mną przebywać a ja jej ..hmm... może nie wybaczyłam... ale tak jakby puściłam płazem...Powoli zaczynało wszystko wracać do normy, jeśli to tak można było nazwać.... bo już nie byłam taka sama jak wcześniej. Fakt że utraciłam pewność siebie i wiedziałam że nikomu nie mogę zaufać baaaardzo mnie zmieniła. Nadal z każdym gadałam, ale dopuszczałam do siebie na tylko taką "odległość" na jaką chciałam. I tak do końca podstawówki ... Swój "pancerz" który wokół siebie wytworzyłam, próbowałam zrzucić 6 lat po tej sytuacji... trochę mi się nawet udało... Ale niestety w gimnazjum też przez tę Olkę nie miałam za łatwo.. Tak w gimnazjum też chodziłam z nią do klasy ..
CDN