Wyszłam. Po prostu wyszłam stamtąd. Najpierw spokojnie otworzyłam drzwi z kuchni i bez słowa udałam się do drzwi biorąc po drodze płaszcz. Następnie coraz szybciej i szybciej aż w końcu rzuciłam się w bieg. Skręciłam w skrótowe uliczki, przeszłam przez park. Starałam się unikać głównych ulic.
W końcu znalazłam się pod domem.
- Emilia? Dobrze że już jesteś. Pomożesz tacie wieszać lampki na balkonie i w oknach? Nie mogę zbytnio ruszyć się teraz z kuchni - przywitała mnie treściwie mama
- Jest na górze?
- Tak. Jak skończycie to możesz przyjść mi pomóc?
- Noo okej
Poszłam jeszcze do pokoju sięprzebrać na coś bardziej luźnego. Włożyłam ciepłe dresy i czarną bokserkę, po czym udałam się do salonu na górze, gdzie tata rozprawiał się z małymi naplątanym świecidełkami
- oo przyszła moja córa ukochana
- Nie przymilaj się, nie chce mi się pomagać - powiedziałam uśmiechając się lekko
- Stremu ojcu nie pomożesz?
W tym momencie rozgegł się dźwięk dzwonka w moim telefonie który dobiegał z pokoju.
Poszłam i sprawdziłam. Dzwonił Mikołaj.
Nie miałam sił na rozmowę więc nie odebrałam. Wyciszyłam telefon i zajęłam się pracą.
***
Wieczór tego samego dnia.
Tata i mama sprzątali zawzięcie, zaś mi przypadło pieczenie i ozdabianie ciastek. Miałam na sobie śmieszny fartuch w czerwono-zieloną kratkę. Tak powiedzmy w kolorach świąt.
Skupiłam się już maksymalnie przyozdabiając ciastka lukrem i słodką posypką. Właśnie tworzyłam zieloną choinkę na ciastku gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
W efekcie część lukru wylądowało na mnie.
Poszłam otworzyć drzwi bo byłam ich najbliżej. Byłam pewna że to ciotka z wujkiem.
Przynajmniej miałam taką nadzieję.