pamiętam kiedy chwyciłeś mnie za serce. tak poraz pierwszy. na powarznie. czekaliśmy na dworcu, na tym sklepowym okrągłym oknie. zabrałam Cię z zamku, całkiem pijanego. patrzyłeś na mnie i płakałeś. twój obraz w mojej głowie jest zawsze pełen łez. wiem, że to moja wina. doprowadzić mężczyzne do płaczu. i to mężczyznę którego się kiedyś kochało, ale nie wiedziałam że w głębi serca nadal Cię kocham.
prosiłeś mnie, abym znów Ciebie objęła. chciałeś chociaż przez chwilę poczuć, jak to było kiedyś, ze mną. kiedy byliśmy tylko my. długo nie chciałam tego zrobić. chciałam być w porządku. ale słyszałam to
' Ami, proszę Cię. tylko na chwilkę. Ami.' zawsze to Ami. nigdy nie przestałeś tak do mnie mówić i zawsze lubiłam gdy wypowiadałeś w skrócie moje imię. nie mogłam wytrzymać. musiałam Cię objąć i zapłakać razem z Tobą. bezgranicznie zaczęłam Cię przepraszać. za to wszystko. za ten rok. za moje winy. za moje złe decyzje. a Ty mogłeś powiedzieć wszystko. jak mogłaś, wiesz jak bardzo mnie zraniłaś? wiesz jak to boli? mogłeś wygarnąć wszystko co leży Ci na sercu, a powiedziałeś tylko " nic się nie stało. to nic. "
wtedy zaczęłam uświadamiać sobie, że sie o Ciebie martwię. że zależy mi na tym, abyś był ostrożny, żeby nic Ci się nie stało. a kiedy się zranisz, przybiec i opatrzeć Twoją ranę. tyle razy krzywo na mnie tam patrzyli. że tak często jestem obok Ciebie. mogłam się tłumaczyć, że jesteś moim przyjacielem. tylko tyle. że to nic nie znaczy. i że można tak oszukiwać samą siebie? wierzyłam w to co mówię. wtedy wierzyłam.