Zniknęłam na tydzień, miałam dużo nauki, potem w weekend wypadł mi wyjazd, a potem znów nauka i tak to sobie zleciało.
Z jedzieniem nie tak źle. Staram się jeść zdrowo, ale wymiotowałam juź 3 razy. Wszędzie te słodycze. Rzygam jak na nie tylko patrzę.
Za 8 dni przyjeżdża moje nowe zwierzątko. Moje małe sczęście, może wypełni we mnie kawałek pustki. Chciałabym, żeby tak było... Nie będzie z nim łatwo, to wiem, ale może okażemy się dobrymi partnerami. Kupuję mu rzeczy i tyle zawracania głowy. Muszę jutro odesłać paczkę z powrotem do sklepu, żeby przysłali mi inny kolor tej rzeczy. Chciałabym do końca roku zejść do tej 6..., muszę, po prostu muszę.
W wtorek zaćpałam, miły wieczór. Jutro będzie zupełny odlot. Idę na noc do koleżanki, o ile dostanę zgodę w domu. Tyle razy przyłapali mnie na czymś, że mam wątpliwości. Eh, to życie gówniarza.
Jutro mikołajki, luźny dzień, to dobrzę. Muszę kupić alko, nową paczkę marlboro, aco, zielsko i nic więcej nie potrzebuję do szczęścia tego wieczoru. Za tydzień będzie feta, strasznie się cieszę.
Myślę, że w weekend ponadrabiam fotoblogowe zaległości. Zważę się, kiedy skończy mi się okres.