niesie się zapach świeżo skoszonych głów,
soczystych trawników. tysięczne twarze,
jak piegami, namaszczone są chorobą społeczną.
ciężkie narkotyki wymazują daty w kalendarzach
rozcieńczaną krwią.
nie zdarza się mieć już czystych rąk,
coraz częściej śpimy na baczność. tracimy imiona
i przestajemy uganiać się za prawdopodobieństwem.
wiemy,
kiedyś tłuste linie na mapach przestaną się do nas uśmiechać.
ściany, jak w bluszcz, obrastają w propagandy.
czasem na spacer zamiast drzwiami, chcemy wyjść oknem,
z czwartego piętra.
Komentowanie zdjęcia zostało wyłączone
przez użytkownika indigestion.