notka-styczeń'09
matematycy, finansiści, analitycy bankowi,
wszyscy jakoś grzebią w liczbach,
ale nawet ich cierpliwość jest policzona.
matematyka to nie wszystko,
być może pozostaje coś nieobliczalnego,
jak twoja krzywda, jak sen bezdomnego o hotelu i ciepłym morzu,
jak sierpień na deskach, liczony i przegrany po walce z czasem,
jak nieskończony ciąg zer w taniej knajpie;
zadymione twarze, o złamanej woli, przy wyszczerbionych kuflach,
albo zgniatacz puszek, jedyny nocny spacerowicz w parku,
czy da się obliczyć jego siłę upadku?
drzewa nie milczą, mają liście i wstępują samotnie w deszcz,
ubierasz się do wyjścia, i jedyne co pamiętam,
to twoje nagie plecy, jak rzeźba z lodu, uderzenie zapachu włosów,
trzask drzwi, które odcinają kolejną część tego filmu.
powiększam teraz myśli nocne, dodaję swój okruch istnienia,
przykładam magnesy z kartkami do lodówki
i nie chcę umrzeć, nie chcę liczyć dni zamykających klamrę.
jesteś przesiąknięty drobnym deszczem,
drżeniem ciała w przeciągu przejścia na peron kolejowy,
nawet, gdy co noc dzwonisz do niej,
uwięziony w czworoboku łóżka,
w trapezie myśli, ochocie na trójkąt,
nie da się określić wzorem
twoja bezradność, twój sposób na tracenie życia.
pociąg to twoja nadzieja,
gdy wgryza się w mięso pól,
a ty, mistyczny, zwęglony, zamyślony.
dzwonisz do niej, choć już od dawna nie odbiera,
liczysz na rachunek prawdopodobieństwa,
i litość uśmiechniętego Boga.