Gdy słońce spada poza horyzont, a chłodny wiatr otula moje ramiona, w głowie powstają szkice. Upamiętniające kilka chwil wstecz, gdy źrenice mieliśmy rozszerzone, a chłód powietrza był pretekstem do czułości. Dreszcze na skórze łagodzone pocałunkami, nocne koszmary gaszone ciepłem drugiego ciała, a dusza czytana spojrzeniem w źrenice. Każda część ciała stanowiła nieodkrytą część mojego wszechświata.
A najpiękniejsze były oczy.