Chcesz? Chodź, opowiem Ci bajkę o umieraniu. O tym jak człowiek się spala, kawałek po kawałku. Jak biernie pozwala by ból i tęsknota wydzierało z niego kolejne organy. Jak gnije od środka... Wyobraź sobie pragnienie, które mimo wypitych litrów wody nie gaśnie, nie gaśnie ani na sekundę...
Miałeś kiedyś bezsenną noc? Teraz pomnóż ją razy tydzień, miesiąc... i dodaj do tego koszmarne myśli, trujące wspomnienia. Czekasz na poranek, z drugiej strony modląc się aby nigdy nie nadszedł. Każda minuta wydaje Ci się godziną, a zarazem noc wydaje się taka krótka.
Topisz się w szarości dnia. Nie odróżniasz dni tygodnia, może nawet miesięcy. To co wydaje Ci się chwilą trwa wiele godzin. Godziny czekania na odzew okazują się minutami. Masz wrażenie, że czas i przestrzeń kpią z Ciebie.
Zatracasz się w wewnętrznej agonii, krzyczysz, chociaż z Twojego gardła nie wydobywa się żaden dźwięk. Wiesz, że to właśnie nadzieja jest przyczyną tego piekącego bólu, że to ona jest Twoim nowotworem jednak nie masz zamiaru się jej wyzbyć. Paradoksalnie to ona Cię zabija zarazem dając siły do życia...
I w pewnym momencie masz wrażenie, że Twoje serce się zatrzymuje... Stajesz się otępiały, głuchy na zewnętrzny świat. Zapadasz się co raz głębiej i głębiej w sobie, mając wrażenie, że droga w dół nigdy się nie skończy. Opadasz na samo dno ciemnej świadomości i właściwie nawet Cię to nie martwi. Cieszysz się, bo razem z tym niknie ból. Wiesz, że to koniec, ale przyjmujesz go ze spokojem. Pewnego dnia leżąc bezwładnie na dnie dostrzegasz maleńkie światło. Z początku patrzysz na nie otępiałym wzrokiem, będąc pewnym, że to kolejna fatamorgana. Jednak kiedy nie niknie Twoje serce zaczyna wydawać ciche dwięki... bije? Nie, raczej przypomina, że nadal tam jest. Wciąż martwe.
Okaleczony i obolały czołgasz się w strone światła, uważając za razem by zbyt szybko nie dosięgły Cię jego promienie. Czujesz bijące od niego ciepło, jednak piecze ono Twoją zmrożoną skórę.
Dreszcze przechodzą po całym Twoim ciele. Zastanawiasz się nad podjęciem ryzyka. Niepewnie dalej posuwasz się w stronę światła. Powoli otwierasz oczy. Widzisz rękę wyciągniętą w Twoją stronę. Tak, to ona jest źródłem światła. Wiesz, że leżysz na dnie i właściwie nic nie ryzykujesz. Wyciągasz swoje ramie i nagle...
Twoje serce znów zaczyna bić, uszy zaczynają słyszeć dźwięki. Do oczu docierają pierwsze jasne obrazy. Wszystko jest jakby za mgłą, a i tak nazbyt wyraźne. Stawiasz pierwsze od długiego czasu nieśmiałe kroki.Nie wiesz co będzie dalej, oddajesz się nieznanej sile. I tylko jedno jest pewne. Za jakiś czas znów rzucisz się w szalony taniec Życia.
matma !
;
Inni zdjęcia: :) dorcia2700... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24