oto właśnie trwają najdziwniejsze wakacje mojego życia.
ale raczej w pozytywnym sensie najdziwniejsze.
bardzo się zmieniłam przez ostatnie półtora miesiąca i był to chyba najszczęśliwszy czas dla mnie...
Dostałam się na studia, i to ze świetnymi wynikami. Znalazłam miłość swego życia, a raczej to ona mnie znalazła. Bywało ciężko, a teraz jest chyba najciężej, lecz jeśli przetrwamy TO, nic już nie będzie w stanie nam zaszkodzić. Mam nadzieję.
Wiesz, drogi czytelniku, jak to jest być wyrwanym z najpiękniejszego snu, w którym wszystko wydaje się być lepsze niż w rzeczywistości? Znasz to uczucie? Otóż mniej więcej tak właśnie teraz się czuję. Po tym jak spędziłam z najbliższym mi człowiekiem na tej planecie dwa tygodnie bez przerwy, a następnie został mi brutalnie odebrany przez los, który jest strasznie niesprawiedliwy.
Dramatyzuję, tak...
Przecież nic się nie stało. Tyle tylko, że wyleciał do innego kraju na rok. Mam z nim maksymalnie 15 minut dziennie kontaktu. Cholernie tęsknię i odchodzę powoli od zmysłów...
Nie myślałam nawet, że kiedykolwiek będę zdolna do aż takiego uczucia. Że będę mogła kogoś pokochać. Tak prawdziwie. A jednak... Nadeszło znienacka to najpiękniejsze stworzenie na Ziemi i uparcie dążąc do celu osiągnęło go, pokonując mężnie wszystkie przeszkody. Niszcząc je. Zmieniając mnie przy okazji w lepszą personę.
Drogi czytelniku... Masz pojęcie jak wiele bym teraz oddała by móc być z nim?
Drogie pary... Doceniajcie na co dzień to, że macie siebie i bez problemu możecie z sobą choćby porozmawiać. To tak niewiele, a jednak okazuje się niezbędnym do normalnego funkcjonowania w tym chorym stanie organizmu ludzkiego, zwanym potocznie miłością.
Przepraszam za mój emocjonalny bełkot, pozdrawiam, dowidzenia.