dzisiejszy dzień był spoczko.
chociaż wcale nie miałam ochoty iść na WOŚP, to jednak poszłam.
skoro już Schiller obudził mnie o 8 rano -.-
trasa Galaxy-Jasne Błonia-Kontrasty, w kółko.
miliony darmowej kawy, herbaty i jedzenia.
rozmowy z niektórymi ludźmi mnie rozbrajały.
jakiś facet: "przyklej mi to serduszko"
ja: *przykleja*
jakiś facet: "łeee! lipa! odpadło! dawaj jeszcze jedno tylko je mocno przyklej!"
ja: "dobra, teraz będzie mocno" *klepiąc w serduszko w celu trwalszego przyklejenia go*
jakiś facet: "mocniej! no PRZYPIERDOL MOCNIEJ!"
ja: "JESZCZE MOCNIEJ?!" *klepiąc serduszko z całej siły*
jakiś facet: "tak,żeby mi kości połamało!"
jestem tak zmęczona, że nie mam siły pisać.
i pewnie jak cokolwiek więcej napiszę to będą to kompletne bzdury.
więc chyba sobie podaruję i pójdę spać.
bądź co bądź-jutro trzeba wstać do szkoły.
było spoczko, było nawet baardzo spoczko.
ale dalej nie wiem, ech.