No i stało się .
Nie poszłyśmy wczoraj do ginekologa , bo wszyscy mają pozajmowane terminy i w publicznej jest na sierpień a w prywatnej na przyszły tydzień .
Ale mama zadzwoniła do tej lekarki co dała jej nr koleżanka i jesteśmy umówione na czwartek :D
Powiedziała mi , że ona już nie wytrzyma i , że mam dzisiaj [wczoraj] powiedzieć ojcu , bo jak nie to ona to zrobi a lepiej jakby usłyszał to ode mnie .
Miał przyjść z pracy o 22.
Jeszcze przed rozmową , czyli jakoś po 20 poszłam z Mateuszem na spacer .
Chciałam trochę ochłonąć , żeby być lepiej przygotowaną do rozmowy .
Ale w sumie nic to aż tak nie pomogło .
Ale zawsze coś , z Mateuszem czułam , że wszystkie troski odchodzą , zawsze tak czuję , bo mogę się przy nim czuć bezpiecznie , no ale to ja sama miałam mu powiedzieć , bez niego , więc moje wsparcie było daleko , chociaż duchem z nami .
Nadeszła 22 i nagle drzwi zaczął otwierać jego klucz .
Moje zdenerwownie było na pewno mniejsze od stresu mamy .
Mi nawet opadły nerwy , przecież już nic nie zrobie a jemu muszę powiedzieć , nie ma odwrotu .
On poszedł do kuchni i tak sie plątał międzu kuchnią a pokojem i jak w końcu był w pokoju to mama wzięła go za rękę i kazała usiąść na pufie stojącej koło niego . Powiedziała , że mam mu coś do powiedzenia .
W tej chwili moje struny głosowe jakby zdrętwiały i nie mogły z siebie nic wydusić .
Totalnie nic .
Tylko usmiechnęłam się .
Nie jestem osobą poważną i często w takich sytuacjach po prostu się uśmiecham albo sie śmieje , chyba dla wyluzowania .
On się na mnie popatrzył i zapytał też z uśmiechem :
"Jesteś w ciąży ?"
a ja nadal nie mogłam nic powiedzieć , tylko uśmiechałam sie jak głupia .
Powtórzył pytanie :
"Jesteś w ciązy , tak ?"
A moja mama odpowiedziała za mnie .
On z uśmiechem wstał i poszedł do kuchni .
Mama spytała czy będzie tak łaskaw tam przyjść i porozmawiać
On odparł jedno krótkie :
"Nie"
Nie miałam więc co tam robić , poszłam do pokoju .
Po jakiś siedmiu minutach słyszałam te okropne kroki zbliżające się do mojego pokoju ...
TO BYŁ ON ! XD
Zapytał się mnie , czy mama żartuje czy mówi poważnie .
Odparłam :"Poważnie"
I wyszedł .
Przed dluższą chwilę , kiedy próbowałam zasnąć była cisza .
Totalna cisza .
Troche żałowałam , że nie chciał porozmawiać, ale to tylko świadczy o nim .
Później zaczęły sie rozmowy , ale po chwili usnęłam .
W nocy obudziłam się , nie wiem dokładnie o której wstałam , ale po jakiś 10 minutach , może , nie wiem , patrząc na zegarek była 1:45 .
I to co usłyszałam przeraziło moje najstraszniejsze myśli , przerosło moje najsmielsze oczekiwania .
Tylko dwie rzeczy zostały mi w głowie .
Powiedział , że nie wie czy mi pomoże .
Mama spytała się go czy mi nie pomoże?
Swojej córce ?
A on , że tylko przychodzimy do niego jak coś od niego chcemy .
I pomyśli do czwartku [wizyty u lekarza] czy mi pomoże czy mnie zleje .
Jak to uslyszałam , to zaczęłam się zastanawiać , czy on w ogólne ma czelność nazywać się "rodzicem'??!!
To mnie zabolało i to bardzo , ale nie tak bardzo jak fakt , że później dodał coś jeszcze .
Coś przez co już nigdy nie nazwe go "tatą" , przez co stał się dla mnie nikim , ja na jego miejscu nawet sobie bym nie mogła spojrzeć w oczy .
Powiedział mojej mamie , że mogłam powiedzieć o tym wcześniej a nie dopeiro teraz , bo wtedy można by było wyjechać za granicę i załatwić po legalu aborcje . Że nikt by nie chciał być niechcianym dzieckiem , więc dlaczego miało by ono się narodzić ?!
Nie mogłam uwierzyć , że cos takiego uslyszałam .
Spodziewałam się nawet tego , że wyrzuci mnie z domu , ale nie tego , że mógłby zaproponwoac mi aborcje .
Fakt , gdybym powiedziała od razu , może i bym się na to zgodziła , przyznaję .
Ale teraz wiem , że to było złe i nie powinnam karać tego niewinnego dziecka .
Ale pomyślćie , jak mój ojciec mógł coś takiego powiedzieć ?
Jak mogł o czymś takim pomysleć ....
Straciłam do niego już wszelki szacunek ..