Straciłam już dużo. Straciłam wiele okazji na szczęście. Straciłam okazję na nowe, lepsze życie. Zauważyłam, że ciągle narzekam a sama sobie zgotowałam taki los. Przestałam patrzeć wstecz. Jestem z siebie dumna lecz tym samym jestem zła, że trwało to tak długo. Mogłam załatwić to szybciej bo to wszystko co się wydarzyło nie było warte aż tylu miesięcy bitw z samą sobą. Jestem zła, że jestem tak cholernie pamiętliwa. Ciągle uciekam z niewiadomych mi przyczyn od szczęścia. Nie wiem co dalej, naprawdę nie wiem. Zawsze miałam jakiś plan w zanadrzu, drugą opcję. Tym razem jest inaczej. Żyję sobie z dnia na dzień z nadzieją, że wszystko samo się ułoży. Łudzę się, że będzie dobrze, to wychodzi mi w życiu najlepiej. Dlaczego ja zawsze szukam dziury w całym, dlaczego ciągle coś mi nie pasuje? Dlaczego nie umiem nikomu zaufać? Być może obawiam się znowu zaryzykować i uwierzyć komukolwiek bo boję się, że znowu ktoś zrobi mi krzywdę i będę zapominać o wszystkim przez kolejne długie miesiące? Pewnie tak właśnie jest... Dlaczego nie mogę być taka jak kiedyś? Dlaczego nie mogę być bezwzględna i podejmować decyzji bez wahania? Dlaczego muszę wszystko rozważyć tysiąc razy, każdą, nawet najmniejszą błachostkę?Czy ja zawsze muszę wszystko komplikować? Chyba właśnie do tego jestem stworzona... Czy nie mogę po prostu zaufać osobom które są faktycznie warte mojego zaufania i być szczęśliwa? Naprawcie mnie...