Niedzielny ranek zaczęłam jak każdy inny dzień solidną porcją ćwiczeń, potem na śniadanie wypiłam kilka łyków wody i zjadłam trzy łyżeczki płatków owsianych, po tym posiłku czułam się już najedzona, a raczej chciałam się tak czuć.
Jak co tydzień w niedziele po śniadaniu weszłam na wagę stojącą w łazience, zerknęłam i zamarłam, równe 67 kilo a przecież tydzień temu było 66,5, załamana ze łzami w oczach wróciłam do pokoju, włączyłam muzykę i znów zaczęłam ćwiczyć, nie mogłam przecież ważyć więcej, nie chciałam.
Kiedy dochodziła 12 rodzice zawołali mnie abym ubrała się i poszła z nimi do kościoła, niechętnie skończyłam trening, wzięłam prysznic i ubrałam się.
Po 15 minutach byłam gotowa, razem z rodzicami i Wojtkiem poszłam do kościoła, w czasie mszy zrobiło mi się słabo, po raz kolejny zemdlałam i obudziłam sie dopiero w domu.
-Znów zemdlałam?-Zapytałam cicho otwierając oczy.
-Tak Iga, znów! Mówiłem Ci ze masz jeść a nie! Od dziś będę Cie pilnował, będziesz jadała regularne posiłki!-Ojciec krzyczał na cały dom.
-Tato ale ja jem, to przemęczenie mam strasznie dużo nauki, nie śpię po nocach.-Szepnęłam cicho.
-Nie moja droga, trzy łyżki płatków i woda to nie jest jedzenie, od tej chwili jadasz z nami, i nie odchodzisz od stołu do póki nie zjesz całej porcji.-Tato nadal krzyczał i wymachiwał rękoma.
-Nie tato, nie mogę, proszę.-Wyszeptałam cicho i zalałam się łzami.
-Tego już za wiele, nie będziesz mdleć średnio raz na 3 dni, szykuj się zaraz obiad.-Ojciec wyszedł z moje sypialni, szybko podeszłam do drzwi i przekręciłam w nich klucz, nie chciałam go widzieć.
Fakt ze mdlałam co jakiś czas nie był jeszcze niczym strasznym, nic mi przecież potem nie było.
Nie otworzyłam drzwi kiedy ojciec wołał na obiad, nie otworzyłam też wieczorem w porze kolacji dopiero późna nocą wymknęłam się do kuchni po wodę aby popić tabletki na odchudzanie które brałam od dłuższego czasu.
Wracając do pokoju natchnęłam se na Wojtka.
-Wojtuś nie spisz?-Zapytałam uśmiechając się do brata.
-A ty co? Nie potrafisz drzwi otworzyć jak Cie prosimy? Iga zastanów się nad sobą, wyglądasz tragicznie.-Wojtek krzyknął na mnie.
-ie znasz się, nikt z was się nie zna wy wolicie mnie jako taką grubą idiotę prawda?-Warknęłam ze łzami w oczach i poszłam do siebie.
Następnego dnia wyszłam z domu wczesnym rankiem kiedy wszyscy już spali, poszłam na długi spacer, potem na zajęcia do szkoły i dopiero późnym popołudniem wróciłam do domu.
-Gdzieś ty była?-Ojciec wyszedł do mnie kiedy tylko przekroczyłam próg domu.
-W szkole a gdzie miałam być?-Zapytałam patrząc na niego.
-Tak długo? Ściemniasz!-Ojciec krzyknął poddenerwowany.
-Nie, na prawdę byłam w szkole, możesz dzwonić do wychowawczyni.-Powiedziałam mijając go i idąc do kuchni.
-Siadaj mama da Ci obiad.-Tato wskazał miejsce przy stole.
-Jadłam w szkole, pyszny lunch był wiec jestem pełna-Uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie moja droga, jesz obiad i koniec kropka.-Tato spojrzał surowo, usiadłam wiec na swoim miejscu i zaczęłam jeść zupę którą nalała mi mama.
Zjadłam kilak łyżek i miałam dość, odsunęłam wiec talerz.
-Dziękuje.-Wymamrotałam.
-Iga jedz, tylko pomieszałaś w talerzu.-Obserwujący mnie cały czas tata nalegał.
-le tato.-Szepnęłam cicho.
-Jedz.-Ojciec powiedział surowo. Przysunęłam z powrotem talerz i jadłam na przymus tak długo aż zjadłam wszystko co miałam na talerzu.
Potem wybiegłam z kuchni poszłam do siebie, zamknęłam się w pokoju a zaraz z pokoju przeszłam do łazienki która się przy nim znajdowała.
Czułam się okropnie pełna, chciałam to zmienić, czytałam że dziewczyny wymiotują wiec i ja spróbowałam, zaczęłam wymiotować i po kilku chwilach opadłam na podłogę całkowicie wyczerpana.
Tak zaczęło się najgorsze, codziennie zjadałam z rodzina trzy posiłki, codziennie także chodziłam po posiłku do łazienki oddać to co zjadłam, nie było to miłe, nie lubiłam tego ale tylko dzięki temu mogłam utrzymać jako taką figurę a nawet schudnąć...