28.07.2015r.
spać w nocy nie mogłam bo Wiki tak mocno wypinała swoją pupkę i plecy, że ciężko było się ułożyć w wygodnej pozycji. to samo było w dzień. a jak już przestała maltretować mnie od środka w końcu się położyliśmy się z M. o 19 miał jechać do Wrocławia bo następnego dnia miał mieć 1 zmianę. cały dzień się "śmiałam", że ledwo co pojedzie i już będzie musiał wrócić zwłaszcza, że tego dnia bez żadnej zadyszki (a nawet i z przyjemnością) dowlekłam się do teściowej na 4 piętro (drewniane schody- mnóstwo schodów!) jako pierwsza :D byłam z siebie dumna. ale do rzeczy...
jak już sobie leżeliśmy, On przysypiał usłyszałam tak jakby pęknięcie po chwili pierwszy skurcz. tak się przestraszyłam, że aż podskoczyłam, serce mi waliło i mówię do Niego: "słyszałeś to?" ale On zamroczony odpowiedział, że nie. i zachciało mi się siku :P więc wstałam.... poczułam jak po moich nogach ciurkiem coś pociekło. cała w skowronkach (jeszcze xD) mówię mu co się stało a On do mnie, że się posikałam. no nic poszłam do toalety,zrobiłam swoje. dalej mi ciekło więc M. w końcu uwierzył. zadzwoniłam do Mamy i do Cioci bo miałam jechać do Oławy ale w tamtej chwili miałam to w tyłku i zdecydowałam się jednak na Brzeg wiedząc, że mój ukochany p. doktor <3 jest akurat na dyżurze. dopakowałam torbę, zamówiliśmy taksówkę i pojechaliśmy :P oczywiście stos papierków do wypełnienia. skurcze były że tak powiem dość przyjemne :D akurat rodziła wtedy dziewczyna, z którą leżałam na sali. ale ona się darła! mi wtedy jeszcze było do śmiechu... do pewnego czasu! skurcze się nasiliły, Mariusz dzielnie wykonywał moje prośby aż w pewnym momencie poprosiłam o znieczulenie. po dłuuuugim czasie raczył przyjść lekarz poinformować mnie, że od 23-7 nie ma anastazjologa ;o i przez znieczulenie może się wydłużyć mój poród bla bla bla. ale w końcu położna dała mi gaz. matko! wziełam kilka wdechów i poczułam taki odlot jakiego dawno nie czułam :D postępy porodu były, między skurczami sobie "spałam", 1 raz tylko przeklnęłam (przez te bóle krzyżowe) Mariuszowi się nie obrywało więc chyba taki nie najgorszy mój poród był. potem położna kazała mi odstawić ten gaz bo skurcze się osłabiły. ehh. ale w końcu po 11 godz 45 min położyli mi JĄ <3 moją idealną, małą Córeczkę, która dziś kończy 2 tygodnie!
niestety dokarmiamy się mm- miałam problem z pokarmem ale jest już coraz lepiej :)
mamy najlepszego Tatusia na świecie! tak bardzo mi pomaga mimo zmęczenia szkoda tylko, że w sobotę musi jechać bo kończy mu się urlop :( tak strasznie będziemy tęsknić
także Dziewczyny! jeżeli macie możliwość na poród rodzinny nie zastanawiajcie się sekundy nad tym! partner daje dużo wsparcia w tych chwilach... nawet głupie podanie wody czy masowanie to jest strasznie dużo!
a teraz takie dwa pytanka do Was:
1. długo się oczyszczałyście po porodzie?
2. miałyście problemy z wypróżnianiem? jak sobie radziłyście?
pozdrawiamy i nadrabiamy zaległości :) buziaki :*