rozdział 2 - żyję
Zanurzyłam się w wodzie. Była lodowata. Nie mogłam się wynurzyć. Po prostu nie potrafiłam. Czułam, że tracę przytomność. Ale nie mogłam, nie w takiej chwili, gdy w żaden sposób nie dałabym rady zaczerpnąć powietrza. Poczułam, że uderzam w coś głową - zabolało mnie to.
Uzmysłowiłam sobie, że nie wiem, jak mało siły bym miała, to muszę wypłynąć na powierzchnie, bo inaczej (tak, jak myślałam nad tym wcześniej) umrę. Nie było innej opcji.
Odbiłam się od kamiennego dna, kalecząc przy tym nogi. Powoli wypływałam na powierzchnię. Poczułam zimny wiatr. Fala zepchnęła mnie na kamienisty brzeg. Otarłam plecami o ostrą stronę skały. Poczułam ciepło na plecach - to krew spływała mi z rozciętego miejsca przy łopatce.
Do przepłynięcia miałam jeszcze około pięćdziesięciu metrów. Odbiłam się nogami od skalnej ściany. W prawej ręce poczułam ból. Przy uderzeniu musiałam też połamać rękę, bo nie byłam w stanie nią ruszyć.
To, że musiałam używać teraz wyłącznie lewej ręki, bardzo utrudniło mi dopłynięcie do brzegu, ale jakoś sobie poradziłam.
Położyłam się na plecach, po czym zaczęłam szybko i ociężale oddychać. Brakowało mi tchu.
Odwróciłam wzrok w lewą stronę. Mała dziewczynka szybko biegła w moim kierunku, najwidoczniej zmartwiona moją postawą. Nie dziwie się jej, ale gdybym sama siebie zobaczyła, to na jej miejscu pewnie bym uciekła.
- Mamo, mamo - krzyczała - nic ci nie jest? - Była bardzo zmartwiona.
- Nie, nic mi nie jest... dziecko - nie wiedziałam, jak mam do niej mówić.
Mała była też naprawdę bardzo silna. Pomogła wstać mi z ziemi, oznajmiając, że wybrudzę tylko ranę. Usiadłyśmy na konarze przewróconego drzewa.
- Dlaczego mówisz do mnie "dziecko"? Jestem przecież twoją małą córeczką... Nie pamiętasz? - Mała uroniła jedną łzę.
- Przepraszam, ja... - nie wiedziałam jak mam zacząć - w ogóle nie wiem, co się stało. Pamiętam... pamiętam tylko, że pojawiłam się w lesie, a potem... a potem ty i... Ale... ale jak to się stało, że... że była trawa, a potem klif, a teraz jeszcze to jezioro, jak były kamienie...
- Mamo - przerwała - to wszystko da się wytłumaczyć - uśmiechnęła się do mnie.
- A wytłumaczysz mi to?
- Klif i jezioro tak, ale resztę, to nie ja powinnam ci wytłumaczyć, tylko tatuś - posłała mi przecudowny uśmiech.
- Tatuś? - Spytałam zdziwiona.
- No tak, tatuś. Przecież ja mam tatusia.
- Dobrze, zostawmy to na chwile. Wytłumacz mi klif i jezioro, okej?
- Bo z tym klifem to było tak, że zasłaniały go krzaki, ale jak ten tygrys mnie pchnął, to one tak jakoś wyleciały i go odsłoniły. Dlatego go nie widziałaś i nic więcej - uśmiechnęła się do mnie jeszcze promienniej.
- A jezioro? Jak mogłam go nie zauważyć? - Nie rozumiałam całej tej sytuacji.
- A jezioro... - mała wydawała się zagubiona - uwierz mi, z góry wszystko wygląda inaczej.
- Auć! - Rana mnie boleśnie zapiekła.
- Chodź za mną - krzyknęła uradowana - ktoś powinien to zobaczyć - pociągnęła mnie za zdrową rękę.
Byłam w szoku. Pomimo tego, że byłam cała obolała, nadal potrafiłam biegać. Co prawda, biegałam nawet dość szybko. Wydawać by się mogło, że biegłam szybciej niż wtedy, gdy byłam jeszcze w pełni sił. Zdziwiło mnie to, że chociaż moja córka była sporo młodsza ode mnie, biegała dość szybko, jak nawet nie szybciej niż ja.