Bardzo dawno mnie tu nie było.. Wróciłam, bo czasem pękam od nadmiaru emocji i muszę je z siebie wyrzucić, a w chwilach takich, jak ta, nie mam się do kogo zwrócić.
To taki stan między smutkiem i tęsknotą, uczucie nagle pustych ramion, w których chwilę wcześniej trzymałaś cały swój świat. Moje "chwilę wcześniej" minęło prawie rok temu, ale dalej mam wrażenie, jakby to było wczoraj. Minęliśmy się, z głupoty, ze strachu, z niepewności, a teraz nie umiemy znaleźć drogi powrotnej. Było blisko, mogliśmy wiele, ale nie mamy nic, a może nawet mniej, niż zanim to wszystko się zaczęło...
Nie przyznam się, że happy end śni mi się nocami, bo wiem, że happy endu nie będzie. Nie powiem, że tęsknię, bo to stanie się realne i będzie boleć jeszcze mocniej. Nie wiem nawet, dlaczego się zaczęło i czemu się skończyło.
Marzę o cudzie, o błysku, który wszystko zmieni. A poza wszystkim marzę o wieczorze w Paryżu, o pocałunku na wieży Eiffla, blasku księżyca i iskrzącym wokół śniegu. Bo skoro nie mam nic, to przynajmniej w marzeniach może być pięknie.
Soundtrack na dzisiejszy wieczór...