Zastanawiam się nad wyzdrowieniem.
Choroba czyni mnie kimś wyjątkowym dla siebie samej. Bardziej nawet niż wśród innych, bo przecież nikt o niej nie wie. W zasadzie nie wiem na ile to prawdziwa choroba, a na ile tytuł roboczy dla egoistycznej autodestrukcji, która powraca do mnie falami i ciągle kusi obietnicą niezwykłości. A ja zawsze miałam potrzebę, by być kimś wyższym, innym, lepszym. Odchudzałam się odkąd pamiętam, ale moje problemy zaczęły się ok.3 lat temu. Zawsze chciałam być szczuplejsza, chciałam być chudsza niż inne dziewczyny, chciałam się wyróżniać i słyszeć komplementy. Przepełniała mnie duma i pycha. Nigdy nie byłam naprawdę gruba, ale uparcie to powtarzałam, żeby wzbudzić zazdrość i podziw. A później wszystko obróciło się przeciwko mnie. Mój największy sukces to 40kg. Z jakichś 49/50. Wzrost 158 cm. Możecie powiedzieć, że to nic wielkiego. Zresztą dałam się łatwo utuczyć. Dobrze, byłam amatorką. Wtedy zaczęły się napady kompulsywnego jedzenia i jedzeniowa sinusoida na zasadzie głodówka/kompuls/głodówka/kompuls. Teraz jestem sporym wrakiem, chociaż staram się odbudować. Staram się zmienić swoje nastawienie. Wyrzucić wszystko to, co mną kierowało. Wyrzucić chorą ambicję, ślepe podążanie za nieistniejącą perfekcją. Przede wszystkim chcę pozbyć się tej wszechogarniającej nienawiści, która mnie zabija. I czasami wychodzi mi to nawet. Nawet czasami myślę, że jestem po jasnej stronie, ale później coś się dzieje. Coś małego, co wyprowadza mnie z równowagi i znów łapię za żyletkę, żeby poprawić stare blizny i znów jem, żeby poczuć się jeszcze gorzej. A później jestem wyczerpana i nienawidzę się tak, że wszystko od środka mnie boli. I to wysysa ze mnie siłę, żeby żyć. Żeby wstać. Żeby od nowa walczyć. A ona kusi mnie na powrót. Kusi mnie, a ja do niej wracam z wywieszonym językiem i pełnymi nadziei, wielkimi oczami. Nie umiem jej porzucić. Stanowi dla mnie alternatywę. Przyjmie mnie, jeśli tu poniosę porażkę. Ale to ona przeszkadza mi w osiągnięciu sukcesu.
Nie wiem na ile jestem w stanie utrzymać to, co planuję. Czy jestem w stanie spełnić swoje marzenia. Nie znam do nich dobrej drogi. Wszędzie coś staje na przeszkodzie. Nie wiem czy jestem już dostatecznie silna. Wybaczcie więc moją niekonsekwencję. Nie chcę być gołosłowna, ale czasem sama siebie pokonuję, bo sama siebie dobrze nie znam.