czuję, że chyba powoli się wybudzam z koszmaru, który trwa już dosyć długo.
ale boję się, że to tylko jakieś pieprzone złudzenie.
może czuję się pewniejsza, bo wszystko tak jakby ucichło?
bo nie daje mi o sobie znać?
bo nic złego się nie dzieje, nic co mogłoby mnie tylko dobić?
a jeżeli to cisza przed burzą?
nie chcę.
naprawdę dosyć już.
starczy.
niech to nie wraca, chcę iść do przodu i nie chcę oglądać się za siebie.
powiedzcie, że to koniec.
'czasem czuje, że to wszystko jeden wielki cyrk. my clownami. a On się nami bawi. oby Mu się to znudziło.... no i te ludzkie emocje. tak różne..piękne, choć czasem próżne.'
obawiam się, że On czeka aż pewniej spojrzę przed siebie... a później znowu zacznie się bawić, żeby rozczarowanie było większe i bardziej bolesne, będzie się śmiać z mojej naiwności. zrobi wszystko by mój koszmar był jeszcze straszniejszy. znowu mi ściągnie z nosa moje różowe okulary, połamie je i rzuci w ciemny kąt. ile razy będę je sklejać?