Chłód tego dnia przeszył mnie już w sekundzie, kiedy uświadomiłam sobie, że już nie śpię. Ciężar niektórych problemów może odgnieść się na ciele psychiki jak szklanka z gorącą herbatą postawiona na skórzanej podstawce. Ale co jeśli nic się nie stało i tak po prostu każdego dnia zagłębiasz się w poczuciu żałosności? Sama egzystencja wydaje się być co najmniej tak przyjemna, jak dożywotnie sortowanie kamieni w żwirze. Kolorystycznie. Wprost czuję, jak ostre brzegi tych malutkich dni przecinają mi, jak zawsze zmarźnięte, dłonie. Ten chyba trafi do pojemnika jednego z najciemniejszych odcieni z piep**onej palety 113 barw szarości. Mam wrażenie, jakbym inaczej odczuwała rzeczywistość. Coś, jakbym miała mentalne skrzela, zamiast płuc, i dusiła się tlenem, którym inni żyją.