SIBS
Ostrze miecza wbiło się między płyty pancerza, a zaskoczony tym legionista spojrzał prosto, w wyłaniającą się z ciemności twarz galijskiego wojownika. Widok brudnych policzków i tłustych włosów był ostatnim, co zobaczył przed śmiercią. Upadając żołnierz czuł jak zimna stal barbarzyńskiej klingi wysuwa się z pomiędzy jego żeber. Nie zdążył nawet krzyknąć, by ostrzec pozostałych członków eskorty. Jego krzyk był jednak zbędny, bowiem wkrótce nocne niebo wypełniły inne wrzaski...
Silne uderzenie pięścią w stół sprawiło, że ozdobne popiersie zsunęło się zeń i rozbiło z hukiem o podłogę. Lucjusz Juniusz Brutus kurczowo ściskał oparcie swego zdobnego fotela, a roił to tak mocno, że stare blizny wykwitły na jego dłoniach białymi bruzdami. Jego kariera i wpływy zawisły na włosku przez grupę jakiś barbarzyńców. Niewolnik, który dostarczył mu list jeszcze nie podniósł się z ziemi po otrzymanym ciosie. Nie śmiał nawet drgnąć nie chcąc ponownie narażać się na gniew swego pana. Nie wiedział co było w liście, który mu przed chwilą dostarczył, ale nigdy nie widział swego dominusa w takim stanie.
- Zawołaj natychmiast panią, niech przyjdzie tutaj bezzwłocznie - powiedział do kulącego się sługi, który natychmiast wstał i ruszył wykonać polecenie. Lucjusz został sam w swej sypialni, siedząc w ulubionym fotelu. Nogi chłodziła mu marmurowa posadzka, zaś oczy cieszyły zdobne freski na ścianach oraz ogromne łoże naprzeciw niego. Jednak nic nie mogło teraz odwrócić jego uwagi, skupić jej choćby na chwilę. Całkowicie pogrążył się w ponurych wizjach jakie, jak mniemał, już niedługo miały się spełnić. Na jego rodzinę spadło nieszczęście tak wielkie, że mogło przynieść jej szybką zgubę. Nawet on, senator, bogaty patrycjusz, stanął teraz wobec problemu, który mógł zniweczyć wszystkie jego dotychczasowe osiągnięcia. Coś jednak zdołało odwrócić jego uwagę od ponurych myśli. Najpierw do pokoju przedostał się intensywny zapach kwiatowych perfum, a następnie w wejściu pojawiła się jego żona Octavia Brutilla. Dłuższą chwilę nie mógł oderwać wzroku od tej, był tego pewny, najpiękniejszej z rzymskich kobiet. Ubrana w zwiewną suknię, pod którą widać było zarys jej jędrnych piersi, byłą kobietą jakiej pozazdrościł by każdy. Płynnym, pełnym gracji ruchem przeczesała palcami swoje blond włosy i weszła do środka.
- Cóż cię tak martwi Lucjuszu? Stało się coś, że tak nagle mnie zawezwałeś? - zapytała i położyła się na łożu sprawiając, że fałdy jej szaty opadły odsłaniając część ciała. Jej naga, nieokryta niczym skóra wyglądała niczym wykuta z marmuru, gładka bez najmniejszej skazy. Ona sama w tej pozie przypominała bardziej zaklętą w kamieniu boginię niż śmiertelną kobietę. Kiedy jednak spojrzała na swego małżonka uśmiech zniknął z jej twarzy, a usta zamieniły się w cienką linię. Domyśliła się, że coś jest nie w porządku - pomyślał Lucjusz, widząc jak kobieta przygryza wargę. Robiła to zawsze gdy byłą czymś zaniepokojona. Nie chciał witać jej w ten sposób, jednak sprawa była zbyt poważna. Spojrzał na nią i odetchnął głęboko.
- Przybył właśnie posłaniec od naszego zięcia z Lugundum - rzekł, wpatrując się w ścianę gdzieś ponad małżonką.
- I co dostarczył?
- Wiadomość.
- Jakąż to wiadomość chce nam przekazać Vospicus Claudius?
- Oto ona. - Lucjusz sięgnął na stolik i podał żonie kawałek papirusu.
Czytała przez chwilę, a w miarę jak jej oczy przesuwały się coraz niżej, na jej twarzy gościł coraz większy wyraz przerażenia. Gdy skończyła list wypadł jej z rąk, a ona opadła bezwładnie na łoże.
- Co my teraz zrobimy? Musimy zacząć szukać Junii! - krzyknęła Octavia zrywając się z łóżka. Już miała wybiec z pokoju, gdy mąż chwycił ją za rękaw. Zadziwiające był z jaką werwą poruszał się ten człowiek, mimo 45 lat na karku. Silnym szarpnięciem odwrócił kobietę i stanął z nią twarzą w twarz.
- Uspokój się Octavio. Nie możemy działać pochopnie, a przede wszystkim należy zachować daleko posuniętą dyskrecję.
- Jak możesz w ogóle tak mówić? Twoja córka zaginęła, jej eskorta została zarżnięta na jakiejś zapyziałej drodze między Rzymem, a Lugundum! A ty mi mówisz żebym była spokojna?!
- Czytałaś przecież list Vospiciusa i wiesz, że podjął on już poszukiwania. My stąd i tak nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Musimy uwierzyć w jego możliwości. A jako legat ma ich wiele.
- Nie ważne, na bogów! Musimy coś zrobić aby odnaleźć Junię. To twoja jedyna córka Lucjuszu, do cholery pamiętaj o tym!
Mężczyzna odwrócił się. Zbyt wiele mam do stracenia - pomyślał - nikt nie może się o tym dowiedzieć. Odwrócił się do małżonki, po czym chwycił ją za nadgarstki.
- I futis! Posłuchaj mnie teraz do cholery. Jeśli komukolwiek szepniesz choć słówko, to pożałujesz. Nawet nie próbuj cokolwiek robić. Legat sobie poradzi. Pamiętaj, że od tego zależy moja pozycja senatora.
- Ty i twoja pozycja! Jak zwykle wszystko jest ważniejsze niż Twoja własna córka! - wykrzyknęła Octavia, po czym wyrwała się i wybiegła z pokoju. Lucjusz usiadł ciężko na swym fotelu.
- Przeklęty niech będzie ten dzień - sapnął z rezygnacją i na powrót pogrążył się w przemyśleniach. Próbował znaleźć jakiś sposób na rozwiązanie tej sytuacji.
Tymczasem jego żona pobiegła na zewnątrz, mając nadzieję jeszcze złapać posłańca od legata. Zobaczyła go stojącego obok wejścia. Podbiegła do niego i wyciągnęła sakiewkę.
- To jest 300 sestercji. Jeśli chcesz dostać więcej to dostarczysz tę wiadomość jak najszybciej do legata Vospicusa Claudiusa Vibiusa. Zrozumiałeś?
- Oczywiście domina. Zrobię jak każesz - odpowiedział posłaniec, po czym wskoczył na koń i popędził w drogę.
* * *
Niniejszym przedstawiam Wam pierwszy fragment SIBS'a (tytuł mocno roboczy). Enjoy!
Ps. Of course komentujcie na potęgę itp. itd. No wiecie o co chodzi. Zdjęcie z devaintart'u dzięki dla autora.
imć Frycu the Lord