Odsyłam do poprzedniego wpisu o Mugenie, przed lekturą tego fragmentu:
http://www.photoblog.pl/imcfrycuthelord/138983272/imprisoned-with-an-old-friend.html
Tajemnice Kruczego Grodu
Zapchlone uliczki i brudne koty. Bądź na odwrót, w zależności, o jakiej porze obserwator dokonywał swojej oceny. Człowiek przeciskający się przez wąskie szczeliny, zwane dumnie Chudymi Alejami, zastanawiał się któż, jakiż szaleniec, pobudował taką plątaninę. Chude Aleje były jednak tylko początkiem, zakończeniem ostrych szponów południowej strony metropolii. Kruczy Gród od wieków nazywany był tak, a nie inaczej, ze względu na swoje niezwykłe architektoniczne piękno. Gdyby ktoś potrafił spojrzeć na miasto z lotu ptaka dostrzegłby bardzo szybko, czemu zawdzięcza swoją nazwę. Górujący nad miastem klif, przypominał ogromny Dziób, zwieńczony na północy okrągłym placem, tworzącym głowę, a jednocześnie najbogatszą dzielnicę miasta. Spadające pochyle w dół Skrzydła, to kaskada serpentynowych ulic, spływająca po zboczach w dół, zamieszkiwana przez co zacniejszych obywateli. Dzielnice położone najniżej, wysunięte najbardziej na południe to tak zwane Szpony. Siedziba miejskiej biedoty, warsztatów, karczm, mordowni, burdeli. Wszystkiego tego czego miasto potrzebuje do funkcjonowania, a czemu nie godzi się wspiąć wyżej po społecznej drabinie. Szpony były dwa, rozdzielone Ogonem, ostatnią ostoją prawości poniżej klifu, siedzibą garnizonu i miejskiej straży. Ściśle hierarchiczny podział dzielnic miasta odpowiadał panującym stosunkom społecznym. W Kruczym Grodzie nie liczyło się kim jesteś, a gdzie mieszkasz. Jeżeli jakimś cudem dało Ci się ukraść tyle, by kupić dom na zboczach i wejść w światek Skrzydeł, nikt nie pytał o pochodzenie. Ukraść jednak tyle, graniczyło z cudem, a tylko wieczorami opowiadane są historię o tych, którzy trafili na Dziób, nie robiąc tego nogami do przodu. Wewnątrz klifu bowiem, w rozbudowanym systemie katakumb i jaskiń chowani byli zmarli, oczywiście Ci, których było na to stać. Kiedy więc ktoś stał na Chudych Alejach, czyli na szarym końcu miejskiego łańcucha pokarmowego, w samym dole Szponów, droga na górę mogła zająć lata, jeśli nie dekady. Totmes i Myron, spojrzeli na siebie, w duchu złorzecząc Freyowi i kompanom, że akurat im przypadła chwalebna misja śledzenia Zabójcy Losu. Nie mieli pojęcia dlaczego akurat w to zapomniane przez świat miejsce przywiał ich rozkaz. Dowiedzieli się tylko, że Człowiek w czerwonym płaszczu ma się tu pojawić, zaś ich umiejętności doskonale nadają się do tego, by go stąd wydobyć. Totmes pogładził siedzącego na ramieniu kota, kiwnął zrezygnowany głową w stronę Myrona i ruszył przeciskając się wzdłuż jednej z uliczek. Niczym cień podążył za nim jego pies, który do tej pory zajęty był obwąchiwaniem czegoś co wyglądało jak zwłoki. Myron, nie mając większego wyboru, ruszył w swoją stronę, lecz po kilku krokach zatrzymał się. Jego uwagę przykuło coś, co zwisało z górującego ponad nim klifu. Obiekt z daleka nie dawał się rozpoznać, wyglądał jak jakaś budka lub klatka. Członka Oracion Seis zastanowił jednak sączący się ze środka czarny dym..
* * *
W tym samym czasie, w dużo wyżej położonej części miasta rozniósł się piskliwy śmiech. Wysokie tony odbijały się od skomplikowanych zdobień obszernej sali. Tanecznym krokiem zakręcały wokół zdobionych kapiteli, odbijały się od płaskorzeźb i spadały na poziom podłogi, by natychmiast dotrzeć do ucha klęczącego Svena. Diuk śmiał się długo. I śmiał się głośno. To mogło oznaczać niestety różne przypadłości. Albo do reszty oszalał, albo naprawdę się cieszy - pomyślał skulony sługa. Jego pan był na tyle nieobliczalny, że nie sposób było przewidzieć co się za chwilę stanie. Śmiech uciął się nagle, by śmiertelnie raniony paść w ramiona ciszy. Spojrzenie przenikliwych oczu ponownie spoczęło na barkach wojownika.
Twierdzisz, że Zabójcę Losu uwięziono i odebrano mu moc? I, że na dodatek, to nie nasza sprawka! - na poły wykrzyknął, na poły wypiszczał Diuk.
A mimo to wisi tam, w mojej klatce, w moim mieście, w mojej władzy? - Śmiech powrócił do panowania nad salą, zwiedzając wszelkie jej zakamarki.
Owszem Panie, dokładnie tak jak rzekłeś - natychmiast przytaknął Sven, pochylając się jeszcze niżej - Co więcej, z tego co zdążyłem wywnioskować, on nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Jest kompletnie bezradny i..
Głośne plaśnięcie przerwało monolog. Czerwony ślad wykwitł na poliku, a dłoń czym prędzej nakryła go, jakby mogła uśmierzyć palący ból.
A czy ktokolwiek kazał Ci coś wnioskować? - syknął Diuk, obracając się na pięcie. Z podniecenia aż zerwał się ze swego tronu, lecz teraz ponownie opadł w jego aksamitne objęcia.
Przynieś mi jego rzęsy, natychmiast!
Rozkaz z piskiem rozbił się o sufit, tak wysokim głosem został wykrzyczany. Mimo to, był egzekwowany natychmiast. Sven zerwał się z klęczek i biegiem ruszył do wyjścia, by spełnić wolę swego pana. Niczym pies, podły sługa, szedł odebrać człowiekowi jego najcenniejszy skarb. Nie wątpił, że Diuk już liczył sumy jakie otrzyma za coś tak bezcennego jak sny samego Zabójcy Losu. Wszak Sen płacił zawsze szczodrze i terminowo, a tym razem będzie musiał być wyjątkowo hojny.
Ps. W końcu jest. Wiem, że długo oczekiwany, przynajmniej przez niektórych. Ale nie zapominam, po prostu okropnie ciężko jest układać się z Mugenem po takiej przerwie. Oceńcie sami czy nie odstaje od poprzednich wpisów - a może jest na dobrym poziomie? Chętnie się dowiem.
Ps2. Znużonych czytaniem nieedytowalnego tekstu na fbl, zapraszam do pisania wiadomości - dysponuję oczywiście dużo przystępniejszą wersją .pdf, którą chętnie się podzielę.
imć Frycu the Lord