weekend przeminął stanowczo za szybko.
powiadają że ludzie po podstawówce się rozchodzą. gówno prawda. jesteśmy żywym dowodem że mimo tylu lat, wątpliwej komunikacji na trasie bydgoszcz - warszawa, ogromnych zmian w życiu, wciąż jesteśmy wszystkie.
i za każdym razem gdy jesteśmy we cztery, jest tak jakby nic się nigdy nie zmieniło.
jakby jedna z nas nigdy nie wyjechała.
jakbyśmy wciąż siedziały na murku na skwerze odpisując matmę rano.
chodziłły do witosa na huśtawki
robiły zakupy w biedrze kupując top chipsy, colę oryginal
grały w piłkę na poloni przeciskając się przez kraty na stadionie
i milion innych rzeczy które dawniej robiłyśmy.
tym razem nie obyło się bez miliona schematów
"nie nadajesz się na ochroniarza", "dlaczego wciąganie odbyty?", torebka = matka, "muszę to zbadać, ale je odnajdę!"
40 minutowe czekanie bo mili panowie użyczali latarek, 40 minutowe gadanie o religii
i wieeele więcej.
"muszę znaleźć dziecko, ubrać w strój wojskowy i zabrać na cmentarz"
"to może jeszcze trumienkę dorzuć"?
tak bardzo JPW <3
+ "NIE POTRZEBAAA! NIE POTRZEBAA!"