Są takie miejsca na ziemi, do których ciągnie jak magnez!!! Jak już raz zakochasz się w takim miejscu, miłość trwa i trwa do końca Ja mam kilka takich miejsc, a jednym z nich jest właśnie Lubowo. Gdzie to jest, spytacie? Któż to wie! Jest, poprostu jest. Gdzieś. Gdzieś w lesie, tuż przy niewielkim jeziorku. Zwyczajne, ciche i spokojne. Pośród śpiewu ptaków, rechotu żab. Jest. Proste, bez fanabareii. Z łódką nad brzegiem jeziora. Drewnianym pomostem. Z liliami. Z zapachem drzew. I wszechogarniającą błogą ciszą. Gdzieś.
I ze stodołą, magiczną stodołą. Niby bez siana, a jednak z tym czymś. Z klimatem. Z ogniem w chłodne wieczory. Z zabawą i śmiechem. Czasami gwarem przyjaciół. Właśnie tam, gdzie noce rozświetlone są gwiazdami. Właśnie tam, gdzie nie dociera wielki świat.
Tylko tam można zespolić się z naturą. I jak huba, całymi dniami, bezruchu, spijać smaki przyrody. Tylko tam można zatrzymać się. Pomyśleć. Bez pośpiechu, że muszę, że nie wypada. Bo tam mocniej się czuje i kocha. Bo tam, gdzieś, bez masek, zwyczajnie przeżywa się życie.
Droga, kręta, trochę wyboista, przez las. Jedzie się i jedzie, i oprócz drzew po prawej i drzew po lewej nie ma nic. Po jakichś 30 min. widać jezioro, a tuż za nim wyłania się stara, poniemiecka leśniczówka. To tu. Czuje się to od razu. W progu domu wita nas, całkiem młody gospodarz, leśniczy, ze swoją żoną. Niespiesznie, wyciągamy walizki, leniwy kot wyleguje się na ganku. Duży drewniany stół, zaprasza by odpocząć po podróży. Siadamy, bo przecież nikt nas nie goni. Na wszystko nagle mamy czas. Promienie słońca otulają nasze jakże jeszcze blade twarze. Chłodny napój koi pragnienie. Relaks, luz.
W pokoju stary kominek tworzy niepowtarzalny klimat. Okrągły stolik i babcina serweta. Już wiem, że chcę tu zostać. Na długo...na zawsze???
Wieczór jeszcze chłodny. Dlaczego się dziwię, przecież to dopiero maj. Ospale rzucam swe ciało na kanapę w stodole, chłopaki rozpalają w kominku. Będzie grill. Muzyka z głośnika kołosze w stylu reggae. Już pachnie. Świeże warzywa w wiosennej sałacie krzyczą jedz mnie! Chrupią pod zębami świeże bułeczki. Jest błogo. Gospodarze częstują nalewką własnej roboty. Wiśniówka, jarzębinówka. Delicious. Julcia już śpi. Jej też się tutaj podoba. Swoboda.
Ranki pachną rosą. Jeziorem. Trawą. Budzą do życia skrzeczące ropuchy. Panowie wędkują. CZAR!!! MAGIA!!! Właśnie tutaj, uczymy się przeżywać wszystko od nowa. Bo CISZA, bo SPOKÓJ, bo LAS. Bo nie ma tu nikogo, bo nie ma tu niczego. Bo nic nas nie ogranicza. Jesteśmy tylko My, nasza mała Rodzina.
Kocham takie miejsca. Romantyczne. Swojskie.
Leśniczówka w Lubowie jest takim moim małym AZYLEM.
Polecam
Jeśli to już jest konieczne to polecam: PS albo Lightroom. Pozdrawiam