Nic tak bardzo nie przygnębia, jak uświadomienie sobie prawdy.
Nic nie sprawia takiej ulgi, jak uświadomienie sobie prawdy.
Jak potwornie oporną głowę trzeba mieć, żeby aż tak długo trwać w kłamstwie i tak daleko, na własne życzenie, w nie brnąć.
Jak szybko człowiek zapomina co to radośći beztroska i z jaką mocą sobie o tym, w którymś momencie przypomina.
Nie bez powodów zaczynam dziś od dupy strony, czyli od wniosków. To tak na wszelki wypadek, żebym o nich przypadkiem nie zapomniała, albo co gorsze nie zrezygnowała z nich. Z tak istotnych konkluzji nie wolno rezygnować! Nigdy! Właśnie one są świadectwem tego, że dokonałam na swoim życiu jednego z najistotniejszych, najtrudniejszych i najtrwalszych szlifów. Ich zawoalowanie również ma swoją przyczynę - nie jestem ekshibicjonistką.
Podróże kształcą. W moim przypadku odgrzebały dawno temu zgubioną, przykrytą kożuszkiem szarego kurzu skrzyneczkę z napisem "pewność siebie i wszystko to, co się z nią wiąże". W puzdereczku, skromnym, ale bez przesady - takim w sam raz, znalazłam stare zabawki i z radością oraz rozkoszą małego dziecka zaczynam zabawę. Wcale nie mam ochoty dzielić się z nikim moimi zabawkami i nikt mnie do tego nie zmusi. Zbyt dużo zabawek podczas wspólnej zabawy dziwnym trafem ginie bądź ulega zniszczeniu.
Mimo świadomości tego, jakie drzwi za sobą zamykam i że niejednokrotnie uderzy mnie tęsknota, to jest mi dobrze.
Spokojnie.
Tyle się nauczyłam. A była to lekcja trudna, pełna cierpienia i bezgłośnego szlochu każdego fragmentu mojego jestestwa. Byłam cierpiętnicą i tak bardzo zapomniałam się w tej pokorze i poddaniu, że uznałam je za szczęście. Już nawet pochowałam całą swą nadzieję, pasję i miłość do świata. Ale nie na zawsze. Wróciły do mnie same. Nieproszone jak zawsze, nieoczekiwane.
Muzyka, poezja, wrażliwość. Co mnie nie zabiło, sprawiło, że jestem po dwakroć silniejsza i trzykroć mądrzejsza.
"Z uniesień pozostało mi uniesienie brwi, ze wzruszeń - wzruszenie ramion."
J. Podsiadło