Paradoks człowieka polega głownie na tym, że zawsze chcę tego, czego aktualnie dostać nie może. Nie. Nie mam na myśli tego, że większość moich platoniczynych miłości ma już żonę i dwójke dzieci. Chodzi o rzeczy przyziemne, zwykłe, codzienne takie, no. Obecna sytuacja dała mi do myślenia. Wydawałoby się, że to takie oczywiste, że wszystko jest okej.
Tymczasem stoimy z koniem. Stoimy z opuchniętymi plecami i rozwaloną nogą. Zamiast być zła, rozżalona - ja użalałam się nad sobą, że właśnie teraz chciałabym robić coś fajnego, ambitnego z siodła. Paradoksalne i głupie. Ale dające do myślenia.
Wracamy z koniem do bardzo podstawowych rzeczy, które gdzieś tam umknęły. JA wracam do punktu wyjścia. Do punktu wyjścia, do miejsca do którego miałam pewność już nie wracać.
Nie można mieć takiej pewności.
Nie można się nad sobą użalać.
Zamiast tego idiotycznego pierdolenia, że mogłam zrobić coś lepiej, inaczej albo sobie odpuścić trzeba brać się do pracy. Zawsze jest jakieś wyjście, jakaś opcja, plan B.
A może tylko tak sobie wmawiam?
"Jest taka szansa."
Właśnie to druga kwestia.
Kiedy człowiek ma za dużo czasu wpada w niefajną myślową dziurę. Siedzisz sobie, myślisz i nagle zaczynasz świrować. Macie tak? Ja mam. Do użalania się nad sobą dochodzi masa innych głupich myśli.
Często czuje się tak powiedzmy sobie szczerze - nie potrzebna. W domu, wcześniej w szkole, w stajni też. W stajni to wydaje się najczarniejsza perspekttwa.
Ale wiecie co?
Moje życie jest fajne. Lubie je. Lubie je - takim jakim jest.
Mam konia.
Mam wakacje.
Mam starą muzykę
no i mam Zuzkę, która jako jedyna nie daje mi powodu, żeby czuć się zbędna.
https://www.youtube.com/watch?v=QIYvCzQpW0o&list=RDHCmdVuBPETvtQ&index=25