Piątunio <3
Wczoraj odfrunęłam, uwaga!, przed 20!
Wstałam przed 8, więc spałam równo 12 godzin! (nie ma to jak olać sobie dwa pierwsze francuskie)
Dzień pozytywny, polski zleciał raz-dwa, angielski też, fizyka taka... namiętna ;-D, historia roześmiana, WOS - praca klasowa (nikt mi nie wmówi, ze kartkówka ma 6 stron A4!).
W domu jestem od 40 minut. Zdążyłam wszamać obiad i zabieram się za ciacho i kawę.
Weekend zapowiada się... bajkowo!
Zaraz do babci, potem do Patrycji i Izy.
Jutro wstanę koło 12 i na 14 do supermarketu na pakowanie darów.
Wrócę, może się pouczę (czyt. nic nie tknę) i będę pisać na konkurs.
A w niedzielę to będę Eroto, o tak! ;-D
I obejrzę sobie wieczorem Harrego w kinie.
Wyściskałam dziś masę osób, popłakałam się ze śmiechu na fizyce, walnęłam z główki w nauczycielkę i czuję się pozytywnie, że hej!
A poza tym to słucham "Let it snow".
Można mieć lepsze życie?