nie mam weny.
nie chce mi się ujuż nic, zaraz idę spać.
cały dzień siedzę w domu, nie miałam siły wstać dzisiaj do szkoły.
jutro jakiś śmieszny egzamin do bierzmowania, nie umiem nic, przejrzałam tylko raz ten jebany katechizm, jeśli coś napiszę to będzie cud.
w niedzielę do Włoch, też mi się już zbytnio nie chce taam jechać, ale może będzie fajnie.
gdyby nie jeden fakt to było by zajebiście. a tak na pewno ciagle będę się tam wkurzać.
przeżyję, jakoś.
jutro też nie chce mi się iść do szkoły, ale nie chce mi się również siedzieć w domu więc chyba tam pójdę, posiedzę trochę, ponudzę się, pośpię, może poucze trochę do tego egzaminu w co wątpie, bo tam na pewno się nie skupie.
dawno już nigdzie nie byłam, w ogóle zrobiło się tak jakoś inaczej, często jestem w domu, a nie tak jak wcześniej. może to i lepiej.
no nic w sumie jakoś da się żyć.
wszystko wraca.