fot. MroowArt
Sobotę uważam za udaną. Spałam do 12, później chwilę posiedziałam w domu, no dobra, może trochę dłuższą chwilę, bo przed 16 wyszłam z Karoliną. Rozłożyłyśmy się w jednym z pobliskich parków i tam siedziałyśmy, rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się i piłyśmy. Później poszłyśmy do mnie ubrać bluzy, bo się zimno zrobiło. Ruszyłyśmy w stronę kasztanówki, gdzie spotkałyśmy kolegów, z którymi zamieniłyśmy kilka słów. Odprowadzili nas do mostu, bo szła do nas Olka. Chwile jeszcze z nimi postałyśmy i poszłyśmy w swoją stronę. Chodziłyśmy chwilę po Rydzynie, odprowadziłyśmy Karolincię. Zadzwonił kumpel, który nas poinformował o tym, że za chwile będzie z kumplami w Rydzynie, więc się z nimi zgadałyśmy i z dobre 20 minut rozmawialiśmy itd. Po tym poszłyśmy na dotlenienie i się rozdzieliłyśmy i wróciłyśmy do domów. Generalnie sobota jak najbardziej na tak. Dziś niestety niedziela i powoli trzeba powracać do rzeczywistości, na przykład ucząc się na sprawdzian z polskiego. Ugh, jeszcze jak ja myślę o jutrzejszym dniu, to mi się życ odechciewa. Lekcje do 11:25, sprawdzian o 12:10, konkurs z angielskiego 13:10-14:45, spotkanie związane z koncertem 16:00. Normalnie żyć nie umierać. Idę się uczyć, żeby chociaż coś jeszcze mieć z tego dnia na wieczór. Pa. ;)