Say something,
I'm giving up on You
I co z tego, że żadna ze mnie polonistka. Epizod nadal trwa. Nie dostanę Oscara za najgorszy scenariusz. Już prędzej za najgorszą życiową rolę. Błądzę, okropnie błądzę i momentami zastanawiam się kim ja w ogóle, do cholery, jestem. Brnę dalej podążając za swoimi decyzjami i nie jest mi wcale, aż tak bardzo, z tym źle. Nic nie poradzę na to, że niczego innego nie pragnę i pędzę do tego, co podpowiada mi serce. Czy to oznacza, że jestem złym człowiekiem?
Tęsknota zżera mnie od środka, a dla mnie, to jedne z najgorszych uczuć na świecie. Najgorzej jeździ się na uczelnię. Zbyt wiele czasu jest do myślenia, zbyt wiele piosenek da się odtworzyć, zbyt wiele pytań typu "co jeśli?" "co by było gdyby?" i "co będzie?". Zero odpowiedzi. Tylko wspomnienia wracają i raz na jakiś czas łza się w oku kręci. Bo to po części koniec jakieś historii. Być może pięknej, być może okropnej. Ale ja nie jestem jeszcze gotowa. I nie potrafię powiedzieć czy ciąg dalszy nastąpi. To zabija.
Chcę znaku, chcę pewności, jednego słowa, iskierki nadziei. Chcę wiedzieć, czy warto czekać, czy jest na co. Być może wtedy bedę potrafiła już powiedzieć "tak, jestem gotowa".
Więc ześlij znak, daj pewność, powiedz słowo, niech przeszyje mnie iskierka nadziei.
Proszę.
Umieram.
W tym momencie nie mam nawet pojęcia, co oznacza słowo sen.
Przyszedł chyba czas, którego się obawiałam. Czas na wybór.
Losie czemu jesteś dla mnie taki okrutny? Chcę sama decydować.