Życie przekręciło się o 180 stopni, no cóż... Trzeba sobie jakoś radzić. Już niedługo wpadnie chrzestna, ma mnie gdzieś zabrać... Mam nadzieję. Jest mi smutno i doszłam do wniosku, że nie należy się do niczego/nikogo przywiązywać, wszystko jest ulotne i może zniknąć w mgnieniu oka. Dwie "cząstki", do których się przywiązałam zniknęły z mojego życia, nie jest mi z tego powodu wesoło ale też nie zamierzam się załamywać. Mam teraz wiele na głowie, za 2 lata piszę maturę (niecałe!). Od września biorę się poważnie za naukę, nie ma innej opcji - jeśli się będę uczyć tak jak do tej pory to nici z dobrze zdanej matury. Poza tym dzisiaj pierwszy zostałam upomniana o zarywanie nocek przy kompie... W sumie chyba nie powinnam tak długo siedzieć - do 4 lub 5. Powinnam się zająć rysowaniem i pogłębianiem wiedzy na ten temat na wypadek jakbym jednak chciała z tym związać przyszłość. Zaczynam się zastanawiać nad psychiatrią ^^ Bo psychologiem na pewno nie chciałabym być. Siedziałabym tylko i wysłuchiwała jak to kogoś zdradził mąż lub jak to dziecko nadużywa alkoholu. Dobra - jebać to - jeszcze mam trochę czasu. Na razie powinnam się zająć planowaniem ostatnich 3 tygodni wakacji ^^