im więcej myślę, żeby walczyć, tym częściej stoję w miejscu. przyglądam się jak kawałek po kawałku rozsypuje się nasza układanka. brak oparcia niszczy każdą relację, o nadszarpniętym zaufaniu nie wspominając. ambicja jednej ze stron nie jest nigdy tak wielka aby udźwignąć ciężar znajomości, jakiejkolwiek - zaczynając od koleżeństwa a na przyjaźni i miłości kończąc. przecież starania jednej osoby nie wystarczą. najtrudniej jest poradzić sobie z własnymi lękami. jeśli uświadomiy sobie czego się boimy, jesteśmy w stanie zacząć bądź skończyć dany rozdział. od czego to zależy, że dla jednych jesteśmy ważni a dla innch nie? Ci, ka których chcemy polegać wystawiają nas do wiatru. osoby, które sami uważamy za najważniejsze podchodzą do nas z dystansem. Ci, których chcemy obdarzyć zaufaniem - nie są tego warci. ciężka droga przed nami aby dowieść prawdy, kto jest kim. ale czy nie jest tak, że im więcej się staramy, tym mniej dostajemy w zamian? może problem polega na tym, że im bardziej się uzewnętrzniamy, pokazujemy, że nam zależy, tym jesteśmy traktowani mniej poważnie. podajemy siebie na tacy, nie dając możliwości drugiej stronie by także wzięła czynny udział w budowaniu zdrowej więci. niestety, przychodzi taki moment, że stajemy się zbyt zmęczeni by samemu dźwignąć ciężar relacji i wszystko rozchodzi się niezauważenie. niezauważenie bo druga strona jest na tyle zajęta sobą, że nie zauważa rozpadu bądź też umywa od wszystkiego ręce. a puzzle bez kluczowego kawałka niestety nie utworzą pięknej całości.
zanim będzie za późno...