fot.: Ewa Imielska-Hebda :)
Ludzie czynu.
Na pierwszym planie emocje i wewnętrzna kontemplacja.
Głębokie przeżycia i żadnej powierzchowności.
Nie dryfować, a nurkować po oceanicznych głębinach.
...
Jak biel i czerń.
Jak słońce-deszcz.
Dzień i noc.
Euforia-rozpacz.
Jak dobro-zło.
Dwa pograniczne stany...
w jednej duszy.
...
Pewnego grudniowego popołudnia... Nie, zaraz, zaraz. Przyśpieszmy czas. Dokładnie 10-tego stycznia, w dniu pamiętnych urodzin, podczas których panna eM weszła w wiek "dojrzałej nastolatki", jubilatka dostała instrukcję, by poczekać na zwykłe, poszkolne spotkanie z jakże bliską jej sercu panną Artystką.Cel był nieznany, ale jak się wydawało na pierwszy rzut oka, całkiem pospolity. Ta pierwsza, skończywszy lekcję przed czasem, z uporem maniaka, starała dostać się do szkolnej szafki. Szafka została wybrana z wielką dbałością o szczegóły położenia. Miała spełniać jeden, podstawowy warunek- być łatwodostępna. W rezultacie panna eM zawsze pokornie musi zaczekać, na opustoszenie szatni. Jubilatka z niecierpliwością wyczekiwała obecności Artystki. Co chwilę spoglądała na komórkowy zegarek, licząc na to, że w ten sposób choć trochę pomoże to przetrwać chwile samotności. Minęło 10 minut, potem kolejnych 4, aż licznik dobił do 25-ciu. W końcu doczekała się smsa o bardzo frustrującej treści: wyjdź przed szkołę. Trochę i z ulgą panna eM opuściła szkolne mury, po ośmiu godzinach teoretycznego pogłębiania wiedzy. Przed budynkiem, choć bardzo chciała, nie mogła dostrzeć nigdzie Artystki. Chcąc jednak doznać bliskości bliźniego, udała się w kierunku, wyglądającego bardzo zachęcająco, uśmiechającego się-pana Bliźniaka. Nastąpiło uroczyste powitanie, jak to zazwyczaj wygląda u dobrze wychowanych osiemnastolatków. Krótka wymiana słów, a potem stało się coś nieoczekiwanego. Zza pleców Bliźniaka, odzianego w nienagannie wyglądający płaszczyk, wyłoniła się dwukolorowa róża oraz kartka papieru, która wywołała u panny eM minę co najmniej taką: o.O Była to mapa najbliższej okolicy, na której znajdowała się zaznaczona pewna trasa. Na twarzy jubilatki nie było widać entuzjazmu, gdyż orientacja w terenie to jeden z najsłabszych jej punktów. Gdy otworzyła usta, aby zapytać pana Bliźniaka o cokolwiek, ten od razu uciszył ją mówiąc: mam zakaz odpowiadania na twoje pytania. Panna eM była bezsilna i pozostało jej tylko czekać na polecenia pana w nienagannie wyglądającym płaszczyku. Nagle padło hasło: RUSZAJ. Przerażona jubilatka poprosiła o towarzystwo. Była tak zdesperowana, że chwyciłaby się wszelkiej pomocy. Zgodnie z zaleceniami mapy, udali się prosto przed siebie.Tematem przewodnim pogawędek była tak dobrze wszystkim znana-szkoła. Pomimo luźniejszej atmosfery, pan Bliźniak ciągle przypominał pannie eM o konieczności dopasowania swojej drogi, do tej, zaznaczonej na kartce. Pewien przechodzeń, należący do starszej części społeczeństwa, zauważywszy naszych bohaterów, śmiało zapytał: co to za okazja? (A trzeba jeszcze wspomnieć, że nasza jubilatka wyglądała iście urodzinowo, obładowana prezentami). Urodziny proszę pana- odpowiedzieli. Panna eM odebrała szczere życzenia i z radością udała się dalej. Para doszło do złączenia bocznych dróg. Zza budynku wyskoczyły zupełnie nieznane jubilatce dwie roześmiane istoty, zagrodziły tak istotną trasę, złożyły bardzo entuzjastyczne życzenia, skakały, ściskały, wręczyły jubilatce kolejną różę i kazały w dalszym ciągu kierować się według mapy. Panna eM zaskoczona podziękowała, pomachała i samotnie udała się dalej. Podczas gdy zapatrzona w drobne pismo, starała ogarnąć wskazówki, kolejne dwie obce dziewczyny, wyskoczyły na środek chodnika i zaczęły śpiewać tradycyjne "sto lat", chichotać, życzyć, a na koniec dały różę i kazały iść dalej. Nie mogąca powstrzymać nagłego napadu śmiechu, panna eM znalazła się na deptaku. Szła dzielnie, pomimo swojej dezorientacji. Nagle poczuła dotyk na swoim ramieniu. Odwróciła się i spojrzała na pewnego Nieznajomego pytającym wzrokiem. Coś pani wypadło- rzekł i podał ponownie zaskoczonej jubilatce kolejną już różę. Spotkanie zakończyło się przyjacielskim uściskiem, życzeniami i hasłem: kieruj się mapą. Wzbudziło to zainteresowanie wśród przechodniów, którzy bacznie przyglądali się całej niecodziennej scenie. Panna eM ruszyła szybko dalej. Na środku dużego placu, jubilatka skierowała się,
w sumie nie wiedząc dlaczego, w stronę podejrzanie wyglądającego człowieka. Ten spojrzał w jej kierunku, powoli zbliżył się i oddał jej różę mówiąc ze stoickim spokojem: sto lat. Z uśmiechem na twarzy panna eM grzecznie i statecznie podziękowała. Gdy przechodziła obok filarów starostwa, zgodnie z wyznaczoną trasą, zza jednego z nich, wyłonił się człowiek w czerni. Pomimo pochmurnego, styczniowego dnia, wyróżniał się nałożonymi, ciemnymi okularami oraz różą, którą wręczył jubilatce z dodatkową porcją życzeń. Kiedy po pewnym czasie,przed panną eM pojawiły się światła drogowe, zza jej pleców, dobiegły zdyszane głosy:
wszy-stkie-go (wdech, wydech) naj-lepszego! Dostając różę, bohaterka sto krotnie bardziej się ucieszyła, gdyż wręczała ją Znana Twarz. eM oczekiwała jakiś wyjaśnień, bo do tej pory czuła się jak w grze komputerowej, teleturnieju lub jakimś innym nierealnym zjawisku. Jednak oprócz życzeń i już znanego jej wcześniej: kieruj się mapą, nie dowiedziała się niczego więcej. Była już blisko celu. Czuła coraz większą euforię, aż w końcu zza drzewa, wyłoniły się dwie postacie. Tak długo oczekiwana panna Artystka oraz panna Podrywacz, które z wielkimi wyszczerzami wcisnęły jej ostatnią różę tego popołudnia, wprowadziły do miejsca publicznego, gdzie jubilatka ujrzała jeszcze Śmieszkę, Monkę, Widzącąbryły i duchem obecną Chorowitkę. To było zakończenie niesamowicie emocjonalnej przeprawy uświetnionej "wyjątkową" szarlotką, świeczką,wielkim prezentem, ogromną euforią, życzliwością społeczeństwa i niezapomnianymi wrażeniami. Śmiechem i nieopisaną radością.
Prawda, że mam pomysłowych przyjaciół??? :D