W tą letnią, pachnącą owocami noc wracamy. M. nie otwiera drzwi...nie musi...
W domu zawsze ktoś jest. Dlaczego zawsze ktoś tu jest? Salon przepełniony jest pomieszanymi zapachami różnych perfumów z najwyższych półek oraz cierpką wonią wyśmienitego drinka, rozlanego długim strumieniem na jasnym , miękkim dywanie. Ubrana w dalszym ciągu w czarną, wieczorową sukienkę , podchodzę do rozbawionego tłumu . Wciąż nie przestaję się usmiechać. Dostrzegam O. i mój uśmiech nabiera szczerości. Nie zważając na M. załatwiającego swoje interesy, podchodzę i rozpoczynam rozmowę. Dowiaduję się że jak zawsze wyglądam świetnie. Dziekuję. O. wydaje sie zdenerwowany. Pytając o co chodzi, dowiaduję się pewnej rzeczy, która wprawia mnie w dziwny letarg. O. wyjeżdża, wyjeżdża na dłużej. Potrzebuje 'trochę przestrzeni'. Wspaniale ! Czy ktokolwiek na tym świecie pomyślał kiedykolwiek o mnie? Jest mi niedobrze. O. zauważa moje podirytowanie i pyta oczywiście czy wybiore się z nim w podróż, niczym księżniczka porwana przez swojego wybawiciela. Nie. Nie wybiorę się. Chociaż...chwila zastanowienia. Cudownie byłoby żyć w oddali od tego świata wymuszonych uśmiechów. Wreszcie byłoby tak jak ja to widzę. Potrząsam głową, spoglądam na M. . . On patrzy na mnie takim wzrokiem , jakby słyszał każdą moją najdrobniejszą myśl, patrzy wciąż porozumiewawczo . I już wiem, że nie dziękuje, ale nie moge, nie wybiore się - powtarzam po raz kolejny i odchodzę , niczym urażona księżna.
Sypialnia...siadam na łóżku, w kolorze różowego lip glossu z najświeższej kolekcji.
Lepiej się przebiorę. Ta sukienka nie pasuje do otoczenia.
. . .