Koniec
Jesli ten kto to napisał jakimś cudem bedzie odwiedzał ten pb prosze o kontakt ze mną, chciałabym porozmawiac z Tym człowiekiem
"Wciągam rękę, by dotknąć twoich włosów, ale nie mogę. To zakazane. Choć tak bardzo pragnę poznać twoje ciało tak dobrze, jak znam własne, wiem, że nie ja będę tym mężczyzną, któremu na to pozwolisz. Nie ja owieję ci twarz oddechem i nie ja połączę się z tobą w apogeum spełnienia. Nie na moim ramieniu zaciśniesz palce. Już zazdroszczę temu nieznajomemu mężczyźnie tego, że pozwolisz mu się dotykać w sposób, o jakim ja mogę tylko marzyć.
Zagryzam wargi z całych sił i znów czuję w ustach słonawy smak krwi. Podnoszę się z klęczek i nie spuszczając z ciebie wzroku, odsuwam się dwa kroki do tyłu. Wszystko, co się dzieje, nie mieści mi się w głowie. Na policzkach znów czuję palący ogień spływających łez.
Nie wiem, skąd się wziął w mojej ręce kuchenny nóż, za to wiem, co chcę zrobić. Z całych sił zaciskam dłoń na jego rękojeści i staję nad twoim łóżkiem tak blisko, jak blisko mogę podejść. Nagle wszystko zdaje się mieć sens. Noc zamiera i ja też wstrzymuję oddech.
Rozpinam koszulę i nie przestając na ciebie patrzeć, wbijam go sobie w piersi. Przekręcam. Raz, drugi, trzeci. Krew zalewa mi dłonie i spływa po ciele w dół, wsiąkając w spodnie i dywan. Szarpię nim na wszystkie strony, rozrywając się. Pękają żyły i tętnice, krwi jest coraz więcej, czuję jej smak przełykając ślinę. Nogi się pode mną uginają, ale zmuszam się, by stać. Wpycham nóż głęboko w środek siebie, aż po rękojeść.
Ty śpisz. Twoje piersi wznoszą się i opadają, zgodnie z twoim spokojnym, bezpiecznym oddechem. Anioły nie odczuwają bólu. To dobrze, bo twoje cierpienie by mnie zabiło. Nie słyszysz nic, nic nie jest w stanie wyrwać cię ze snu. Jakaś zagubiona kropla krwi spada na twój policzek, a ja dziękuję Bogu, że mam pretekst, żeby cię dotknąć. Ścieram tę czerwoną plamkę trzęsącą się dłonią i czuję, jak pali mnie dotyk twojej skóry. To jak dotknięcie Boga – nie mogę tego ogarnąć umysłem zwykłego śmiertelnika.
Palce mojej drugiej ręki rozwierają się i wypuszczają nóż, który powoli upada na ziemię. Światło latarni pada na jasnoczerwoną krew, jak została na ostrzu. Ja sięgam ręką do rany, którą sobie zadałem, macam odpowiedni kształt i wyciągam ostrożnie. Trzymam je na dłoni i patrzę, jak bije, szybciej, im bliżej jest ciebie. Po co mi ono. Bez ciebie jestem bardziej niedoskonały, niż bez serca. Kładę je na stoliku obok łóżka. Już i tak od dawna należy do ciebie.
Wiem, że niedługo zacznie się rozwidlać, że to koniec mojej wizyty w tym świecie i boli to bardziej, niż rana na klatce piersiowej. Zapinam koszulę i patrzę na Ciebie, chcąc wyryć w pamięci cię taką, jaka jesteś teraz. Całą tą naturalność i blask. Kocham cię. To banał, wiem. W co drugiej piosence ktoś kogoś kocha. W co drugim filmie ktoś wyznaje komuś to uczucie. Ale nie wiem, co innego mógłbym ci powiedzieć. Coś mniej oklepanego. Coś, co nie jest mówione tak często, a jednak wyraża to samo.
Nagle wszystko zaczyna wirować. To jest ta chwila, kiedy człowiek już wie, że zaraz się zbudzi, a jednak wciąż trwa we śnie. Dociera do mnie, że zostało mi może kilka sekund. Podbiegam do ciebie i łamiąc wszelkie zasady wtulam usta w twoje włosy.
Wciąż trwa ciemna noc. Wiatr wieje. Latarnia oświetla część pokoju.
- Kocham cię – szepcę.
Cisza.
- Kocham cię!!! – krzyczę.
Mój głos nie jest słyszalny w twoim świecie."
Fafik