oj wczoraj zaszalałam z czekoladą. stwierdziłam, że od czasu do czasu mogę sobie pozwolić bo, gdy wykreślę ją całkowicie z mojego życia to będzie mnie bardziej kusić, co równa się: częściej jebać bilans.
uciekłam dziś z lekcji i poszłam odreagować na siłownię, gdzie czułam jak kalorie ze mnie uciekają. biegłam na bieżni czując takie spełnienie, taką lekkość, biegłam i nie chciałam przestać chociaż moje nogi stanowczo krzyczały "hej, już starczy!"
czasem gapię się głupio w przestrzeń i zastanawiam się czy moje życie ma już tak wyglądać zawsze?
czy zawszę będę czuła skaczący brzuch podczas biegu na autobus, czy zawsze będę zmuszana odmawiać sobie przyjemności - normalnego jedzenia!, czy zawsze będę żałować cokolwiek zjem powyżej 200 kcal?
nie chcę, ale chyba tylko tak będę czuła się szczęśliwsza
a może jednak nie? ...