To moja nagroda. Poszedłem szybciej, swoim tempem. Byłem na szczycie Śnieżnika kilka minut przed resztą. Szedłem w takiej mgle, że nie zgubiłem się tylko dzięki wbitym co kilka metrów tyczkom. Na samej górze zresztą nie mogłem znaleźć ruin wieży. Dotarłem do jakiejś sterty kamieni i przez chwilę napawałem się radością, że oto jestem na szczycie. Myślałem, że śniegu jest tak dużo, że tylko tyle spod niego wystaje. I nagle na moment przewiało chmury. Zorientowałem się, że prawdziwe rumówisko jest... jakieś pięć metrów ode mnie i wznosi się jeszcze również na kilka metrów. Stałem zaledwie o parę kroków, lecz w ogóle nie było go widać! Wbiegłem szybko na górę, aparat miałem już przygotowany i mam to zdjęcie. Koledzy przyszli po krótkiej chwili, już w ponownie w chmurach. A szkoda, chciałem im pokazać, jak tam jest pięknie...
Ł.
P.S. A w głowie gra mi dzisiaj:
http://rozbujanabetoniara.wrzuta.pl/audio/kLkwZxRPci/02-babe_i_m_gonna_leave_you_-_led_zeppelin
Zresztą gra mi również spod palców, bo zacząłem się tego uczyć.