I było tak cudownie, tak pięknie.. . Idealny świat, idealny on, idealni my, idealny czas. Ale nic nie trwa wiecznie... Być może pokonała go moja choroba, być może nie był wstanie dalej podejmować się obowiązku opieki nade mną, być może nie radził sobie z tym, być może przewyższała go ta sytuacja, może był zbyt słaby...Może miał mnie dosyć, może nie dogadywaliśmy się jak kiedyś, a może po prostu znudziłam mu się..Ale co tam, zostawić kogoś po pół roku..Przecież to nic nie znaczy, te pół roku było jak kilka minut, za mało by mogło zależeć..I twierdził, że to nie ma sensu. Bo jaki jest sens bycia z osobą, która nie może sobie poradzić ? Po co być z życiowym kaleką.. . Chyba tamtego dnia zaczęłam wierzyć w pecha. Zastanawiam się co na to Bóg... . Był piątek trzynastego w maju, było lepiej, tydzień przed wypisali mnie ze szpitala. Poszłam do szkoły. To był dobry dzień, cieszyłyśmy się, że jakoś minął nam ten dzień. W końcu piątek trzynasty to taki pechowy. Dostałam pamiętam dużo piątek, lekcje były luźne. Zblizał się koniec lekcji. Była taka sytuacja, że koleżance się podobał chłopak, a więc przekonałyśmy ją aby mu powiedziała..Czekałyśmy we trzy przy szafkach, czekałyśmy na dzwonek. Pomimo tego, że strasznie się upierała to jednak po czasie uległa..Zadzwonił dzwonek, wszyscy wyszli i szedł on...Podeszła do niego, była przerażona i poszli rozmawiać. Tymczasem ja z koleżanką gadałyśmy o mnie, jeszcze miałam " mojego misia" , jeszcz byłam szczęśliwa. Nagle podeszła ona, ze łzami w oczach i wściekła wzięła torbę i wyszła ze szkoły trzaskając drzwiami. Zaraz pobiegłyśmy za nią, chciałyśmy wiedzieć co się dzieje. Bałyśmy się, że coś sobie zrobi...Było nam cholernie głupio pomimo tego, że dzięki temu widziała na czym stoi. Poszłyśmy na podwórko, dowiedziałyśmy się o co chodzi. Chłopak okazał się frajerem, siedziałyśmy i wyzywałyśmy go. Poprawił się jej humor, ochłoneła i niby wszyscy się uśmiechali, ale ja czułam się taka wystraszona, czułam jakby miało się coś stać, byłam zestresowana i przerażona. I siedzimy wszyscy i rozmawiamy. Nagle dostałam wiadomość.. . Jej treść sprawiła, że stałam jak wryta. W smsie moja koleżanka, jego przyjaciólka napisała mi, że mój chłopak uprawiał seks z jakąś dziewczyną, że podobno ona jest w ciąży i mają sprawę w sądzie. Chciało mi się z tego śmiać, ale nie wiem dlaczego jakoś uwierzyłam w to. Nie mogłam powstrzymać łez. To wydawało się być takie głupie, takie nieprawdziwie, ale jednak trafiło do mojego serca. Szybko pożegnałam się z koleżankami i pobiegłam z rykiem w stronę domu. Zamknęłam się w pokoju i płakałam, płakałam i jeszcze raz płakałam. Nie mogłam nic jeść ani pić. Siedziałam w domu tygodniami, nie chciałam chodzić do szkoły, kilka razy była u mnie karetka. Któregoś dnia napisała do mnie moja przyjaciółka i jakoś wyrwała mnie z domu. Poszłyśmu na takie rury w lesie..Zawsze nosiłam przy sobie scyzoryk, nie wiem dlaczego, ale często się przydawał. I sama nie wiem co mi przyszło do głowy, siedziałyśmy na tych rurach. Płakałyśmy obie..Słuchałyśmy tych pierdolonych piosenek i nagle jedno cięcie, drugie, trzecie i czwarte..Lało się ze mnie jak z kranu. Koleżanka szybko chwyciła mnie i resztkami moich sił zaprowadziła mnie do swojego domu, który był niedaleko. Jej babcia była pielęgniarką i szybko założyła mi opatrunek i jakoś zatamowała krwotok. Nie wiem dlaczego, cieszyłam się z tego.. Jak człowiek chory psychicznie. Mama skierowała mnie do psychiatry, który przypisał mi pełno leków psychotropowych, miałam brać po 2 razy dziennie, ale brałam po 10. Czułam się po nich tak cudownie, jakbym była w niebie. Po jakimś czasie przestało mi to wystarczać i zgłosiłam się do kolegi, który z resztą był ćpunem. Kupiłam od niego pare woreczków amfetaminy. Nie liczyłam się z tym, że bierze się tego ograniczoną ilość. Zamiast jednej krechy długości zaledwie palca wzięłam jedną długości całej dłoni..Potwornie się wtedy zatrułam..Wymiotowałam przez parę dni, ale gdy tylko przeszło mój organimz zażyczył sobie więcej..Od tamtego czasu brałam psychotropy i amfetamine. Dzień w dzień ewentualnie co drugi. Nie potrafiłam z tego wyjść. Czułam się tak zajebiście. Potem do tego raz na jakiś czas doszło jaranie. Wtedy mogłam nazwać już siebie zawodową ćpunką..Niszczyło to mnie cholerenie i nie miałam żadnej motywacji aby ograniczyć lub nawet zaprzestać,a mój organizm chciał więcej i więcej, jednak miałam surową opiekę koleżanki i być może dzięki niej dziś tu jestem..I wyobrazić sobie przez dwóch głupich frajerów wpadłam w narkotyki, depresje, czułam się niczym psychopatka i nią byłam. Dodając, że nadal czekało mnie jeszcze kilka chemioterapii. Byłam zła na mojego byłęgo że zostawił mnie w najgorszym momencie życia. Nie mogłam pozbierać się po jego utracie. Potrzebowałam jego wsparcia i przytulenia. Gdy on zabawiał się z panienkami i miał mnie w dupie, ja siedziałam na łóżku ze swoimi przyjaciółmi lufką i krechą, czasami lubiłam też z wódką i próbowałam zatrzymać łzy tymi wszystkimi świństwami. Było mi tak cholerenie źle, że się wcale mną nie przejmuję. Nigdy nie napisał by spytać jak się czuję. To bolało tak cholerenie.. . Uznaje tego chłopaka za najgorszego w moim życiu . Bo zrobił mi najwięcej świństw. Nie ma nic na siłe, ale mógł poczekać aż wyzdrowieje..Mógł mieć dla mnie choć trochę litości. Nie chciał być ze mną do końca choroby i na dodatek wszystko pogorszył. I dziękuję panu S za najgorsze chwile życia...Przez dobre pare miesięcy się z niego leczyłam, a cierpię przez tą sytuację związaną z nim do dzisiaj...
Inni zdjęcia: 1439 akcentova:) dorcia2700Żurawie jerklufotoNobody's listening waferowaNad jeziorem patrusiagdWyjątkowo zimny kwiecień bluebird11Italy diebabydieŻal straconego czasu pragnezycpelniazyciaJedno wątpiące serce wystarczy philosophysophieJedno wątpiące serce wystarczy philosophysophie