Pięć dni do końca świata, a ja tkwię w nieważnych sprawach i neurastenicznych nastrojach, nawet nie próbując zrobić czegoś wyjątkowego, szalonego, czy cokolwiek. Jeśli to sa ostatnie dni mojego żywota, to nie są one zbyt fascynujące. Nic nadzwyczajnego, tylko nastroje wewnętrzne, że tak powiem, nieco... poniżej zwykłego poziomu. Czasem mam chęć odejść razem z cywilizacją. Ostatnio zastanawialem się, czy warto by było żyć w innym czasie i miejscu niż obecne i mam ambiwalentne odczucia co do tego. Wyszło, że może raczej nie o czas i miejsce chodzi, ale chyba o człowieka, co w nich egzystuje.