Ciąg
Dalszy
...skaleczył sie o słowa. był nieostrożny. dowiedział się, że słowa mogą być twarde i ostre. niebezpieczne.
...nie chciał jej skaleczyć. wolal dla niej śpiewać słowami. wolał śpiewać dla niej i o niej. i śpiewał tak jak chciał. śpiewał dla niej, a gdy była daleko, gdy nie mogła go usłyszeć, śpiewał też o niej. śpiewał dla niej i spiewał o niej, ale był ostrożny. ktoś już ja zranił słowami, skaleczył głęboko i rana, jej rana się jeszcze nie zagoiła.
...była malarką i kiedyś przeprosiła go za powolne pisanie. powiedziała, że nie jest sama. nie była. była z nim, choć o tym nie wiedział. dostał od niej kawalek jej duszy. opłożył go sobie na pulpicie i patrzył. widział w tym kawałeczku, w tym maleńkim kawałeczku wyrwanym specjalnie dla niego rzeczy różne. zależnie od nastroju.
...czasem była to ogromna, czerwono-czarna liszka wspinająca się na jesienny liść. innym razem, było to indiańskie lato. widział jak oni tańczą w rytmicznym biciu bębnów zrobionych z kory i wyprawionej skóry bizona. czasem były to kolorowe żagle jakiejś zaczarowanej łodzi, zaczarowanych wikingów. lubił odkrywać nowe znaczenia tego duszo-rysunku. to był miernik jego nastrojów.
...nastroje miał różne. ona tym sterowała, choć nieswiadomie. potrafiła kilkoma oszczędnymi słowami przywołać uśmiech na jego tawrzy, by po chwili, jednym słowem zgasić go, zastąpić smutkiem. pozwalal jej na to. pozwalał jej się bawić. cieszyło go, że ona chce się nim bawić. lubił to.
...czasem wychodzili z tych zakamarków, gdzie mieszkała poezja i muzyka. omawiali życie. dzielili się swoimi obserwacjami, doświadczeniami. zachowywali się jak dwójka przyjaciół, którzy nie widzieli się lata całe i teraz, szybko, niecierpliwie chcą opowiedzieć o sobie, o tych latach nieobecności.
...opowiadali sobie z dziecięcą szczerością, z dziecięcą radością. zaciekawieni sobą, czasem zdziwieni. dziwił się, jak to możliwe, że wcześniej jej nie odkrył, że nie znał jej w poprzednim życiu. a może znał, tylko nie wiedział o tym. dziękował losowi za to, że pozwolił mu ją spotkać teraz. że mu się zdarzyła, choć tak niewiadoma, tak daleka, była mu bliska literkami i... kreską.
...któregoś dnia rzuciła mu swoją muzykę. rzuciła jak się psu rzuca ochłap z pańskiego stołu - ten utwór jest w sumie dla mnie neutralny i może dlatego wysłałam - powiedziała. rzuciła mu ten ochłap nie do miski, nawet nie w piasek przed nim. rzuciła nim w niego. zaskowyczał z bólu, zaskomlał, ale jadł ten kawałek muzyki zmieszamy z pisakiem i goryczą. był głodny. był głodny wszystkiego co chciała i co mogła mu dać. tylko oczy miał wtedy takie smutne, psie. dobrze, że nie widziała.
...zapomniał o tym...
...przyszedł czas, że przestala tak rzucać. dzieliła się z nim muzyką, której nie znał. swoja muzyką. nie męczył sie słuchajac. ta muzyka mu smakowała. dzięki tej muzyce ją poznawał. zakochał się w tej muzyce. narkotyzował się nią i było mu z tym dobrze. lekko. muzycznie. ta muzyka sprawiała, że się dziwił. dziwił się że ona - ona, a nie jej muzyka - jest taka tajemnicza, nieodgadniona. dziwił się ile czarów, smaków, kolorów zaklęto w jej duszę. cieszył się, że jeszcze długo, długo będzie mógł ja poznawać. że ona mu się szybko nie znudzi. że nie przejdą na... pierdu, pierdu, bla, bla, bla, pierdu, pierdu.
...nie chciał tego. nie bał się, że tak się może stać...
eFF, 7.11.2006r